No to co? Nie będę dużej przynudzała tylko dodam w końcu ten rozdział XD
<***>
Nadchodzi pani Śmierć
Via szła od paru klepsydr z Armando ramię w ramię, co wcześniej było by ujmą dla jej godności. Jednak nie teraz. Teraz, mimo że próbowała myśleć o nim jak o ciężarze, była w głębi duszy szczęśliwa, że on idzie obok niej a nie ktoś inny. Swoją drogą to dziwne, że spotkała tu kogoś w Dni Przejścia. Przecież ludzie, zresztą słusznie, panicznie boją się tego czasu. To czas, w którym zaciera się granica między światem ludzi a aniołów, można się między nimi przemieszczać, jeżeli oczywiście się potrafi. Powinno ją to zaniepokoić. Przekrzywiła głowę aby kątem oka spojrzeć na tajemniczego, na swój sposób, chłopaka. Przyjrzała mu się z uwagą. Nie wyglądał jak człowiek. Co to, to nie. Miał ciemne, a nie złote włosy. Był też za wysoki i jakby... zbyt przystojny? Tak, to chyba dobre określenie. Był zbyt przystojny jak na zwykłego człowieka, zbyt urodziwy. Potrząsnęła głową i spojrzała znów na swoje stopy szybko przemieszczające się po podłożu.
Powinna się go o wszystko wypytać, ale niby jak? Zerknęła na niego jeszcze raz. Tym razem przyłapał ją na tym, sprawiając, że jej twarz oblała się czerwienią. Pierwszy raz w swoim długim życiu się zarumieniła.
Czuła na sobie jego wzrok, ale nie odpowiedziała mu tym samym tylko poprawiła włosy. Widząc to parsknął śmiechem, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi. Rzuciła na niego okiem jeszcze raz, i tym razem wytrzymała jego spojrzenie. Mimowolnie uśmiechnęła się i poczekała na jego reakcję. Ta była zaskakująca. Podszedł do niej bliżej i dotknął palcami jej delikatnej dłoni. Nie widząc jej sprzeciwu, szybkim ruchem splótł ich ręce i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ona znowu oblała się czerwienią i odwróciła głowę. Nie wyrwała ręki z uścisku. Nagle jej czaszkę przeszył straszny ból, a ona sama upadła, ciągnąc za sobą Armando. Jej wewnętrzne światło zgasło, a wszystko w okół utonęło w nieprzeniknionych ciemnościach.
Chłopak krzyknął cicho gdy oślepiony upadał obok niej na kolana.
-Via?!- krzyknął jeszcze zanim doszedł do siebie-Via, co się stało?!
-Wyczuwam śmierć...- wycharczała i wygięła się w łuk.Przez jej ciało przechodziły konwulsyjne drgawki, a z jej ust zaczęła płynąć czarna krew. Armando podłożył pod jej kark rękę i podniósł odrobię jej głowę. Jego dłonie szybko zabarwiły się czarnym kolorem jej posoki.
-Via...- wyszeptał, gdy ta zaczęła bezwładnie osuwać się na ziemię.
~~~~~~
Athaniel biegł szybko, nisko przy ziemi, aby nie umknął mu żaden trop. Teraz wyglądał bardziej jak zwierzę niż boska istota. Zresztą, nie był nią już od dawna. A konkretniej od czasu Buntu. W jego umyśle znów pojawiły się kałuże krwi, głównie złotej lecz i czarnej wiele się przelało, powyginane skrzydła i ciała na posadzce. Przepiękny widok. Napawający wizją nowego świata, lepszego świata. I wtedy pojawił się on. Głupiec o dwóch, złotych pucharach. Athaniel prawie się zatrzymał z wściekłości. Chociaż to zdarzenie miało miejsce dwadzieścia lat temu, ból i nienawiść nadal były żywe i aktualne. Nigdy nie wybaczy temu zuchwalcowi, nigdy! Poniesie za to konsekwencje. A raczej jego bękart. Na tę myśl Ahaniel przyśpieszył i błysnął zębami w uśmiechu.
~~~~~~
Kamina siedziała na środku izby. Matka wysłała ją, aby przyniosła jedzenie dla rodziny kryjącej się w azylu.
Gdy w pośpiechu wyjmowała ze schowanka w podłodze dżemy, coś głucho uderzyło na zewnątrz. Dziewczyna przeraziła się w pierwszej chwili, ale z natury była ciekawska i odważna, więc po chwili wstała drętwo i podeszła do okna. Mimo wielu zakazów ojca jak i matki, uchyliła okiennicę, aby zobaczyć, co było źródłem hałasu. W ciemnościach zobaczyła mężczyznę w snopie światła. Klęczał, ale tylko na jednym kolanie. Patrzyła na to szeroko otwartymi oczami. Nagle ten człowiek wstał i rozpostarł wielkie, czarne skrzydła. Były lśniące i przepiękne. Mężczyzna podniósł głowę ukazując czerwone jak rubiny oczy. Dziewczyna przeraziła się i zatrzasnęła okiennicę, ale czuła, że było za późno. On ją widział. Jego krwistoczerwone oczy osadzone w nieziemsko pięknej twarzy wypaliły dziury w jej duszy. Nagle drzwi z ogromnym hukiem wyleciały z zawiasów, wzbijając w górę tuman kurzu. Dziewczyna wrzeszcząc skuliła się i osunęła na podłogę. Zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się. Ktoś oderwał ręce od jej twarzy. Spojrzała w górę. Wiedziała, że zobaczy czerwone oczy. Nie myliła się. Po chwili poczuła ból w ramieniu, a potem już nic. Ciemność, w której majaczyła przewspaniała twarz krwiopijcy. Ostatnie, co widziała w życiu.
~~~~~~
Bogini roześmiała się tylko widząc pierwszą ofiarę swoich dzieci. Nareszcie się dobrze bawiła, nareszcie było ciekawie.
OMG! Czy Vii nic się nie stało? Mam nadzieję, że wszystko z nią ok. A kim jest ta bogini? To ta matka natura z przedstawienia postaci?
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie... matka natura to zupełnie inna postać, która dużo zamiesza, ale dopiero potem ;)
UsuńAcha, a co do tej bogini, to w następnej notce będzie pewien konkursik z nią związany :D
Jezu, ale to porypane opowiadanie!
OdpowiedzUsuńMoje też jest takie więc wybaczam ^-^
Mam nadzieje że Vii nic się nie stało.
Super rozdział.
Cudownie!! Naprawdę ogromnie ciekawy rozdział. Jestem ciekawa co z Vią, z niecierpliwością czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://wojna-elfow.blogspot.com
http://magia-przepowiedni.blogspot.com
Czyżby Vii przeczuwała co sie dzieje z ofiarami anioła o czarnych skrzydłach i tak reaguje?
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa ciągu dalszego!