środa, 31 lipca 2013

Rozdział 10

Chyba długo mnie tu nie było... przepraszam Was za to, to był chwilkowy zastój spowodowany kontemplowaniem mojej weny i pomysłów. Na moje szczęście przemyślenia te przyniosły dobre efekty ^^
No to co? Nie będę dużej przynudzała tylko dodam w końcu ten rozdział XD

<***>

Nadchodzi pani Śmierć

Via szła od paru klepsydr z Armando ramię w ramię, co wcześniej było by ujmą dla jej godności. Jednak nie teraz. Teraz, mimo że próbowała myśleć o nim jak o ciężarze, była w głębi duszy szczęśliwa, że on idzie obok niej a nie ktoś inny. Swoją drogą to dziwne, że spotkała tu kogoś w Dni Przejścia. Przecież ludzie, zresztą słusznie, panicznie boją się tego czasu. To czas, w którym zaciera się granica między światem ludzi a aniołów, można się między nimi przemieszczać, jeżeli oczywiście się potrafi. Powinno ją to zaniepokoić. Przekrzywiła głowę aby kątem oka spojrzeć na tajemniczego, na swój sposób, chłopaka. Przyjrzała mu się z uwagą. Nie wyglądał jak człowiek. Co to, to nie. Miał ciemne, a nie złote włosy. Był też za wysoki i jakby... zbyt przystojny? Tak, to chyba dobre określenie. Był zbyt przystojny jak na zwykłego człowieka, zbyt urodziwy. Potrząsnęła głową i spojrzała znów na swoje stopy szybko przemieszczające się po podłożu.
Powinna się go o wszystko wypytać, ale niby jak? Zerknęła na niego jeszcze raz. Tym razem przyłapał ją na tym, sprawiając, że jej twarz oblała się czerwienią. Pierwszy raz w swoim długim życiu się zarumieniła.
Czuła na sobie jego wzrok, ale nie odpowiedziała mu tym samym tylko poprawiła włosy. Widząc to parsknął śmiechem, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi. Rzuciła na niego okiem jeszcze raz, i tym razem wytrzymała jego spojrzenie. Mimowolnie uśmiechnęła się i poczekała na jego reakcję. Ta była zaskakująca. Podszedł do niej bliżej i dotknął palcami jej delikatnej dłoni. Nie widząc jej sprzeciwu, szybkim ruchem splótł ich ręce i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ona znowu oblała się czerwienią i odwróciła głowę. Nie wyrwała ręki z uścisku. Nagle jej czaszkę przeszył straszny ból, a ona sama upadła, ciągnąc za sobą Armando. Jej wewnętrzne światło zgasło, a wszystko w okół utonęło w nieprzeniknionych ciemnościach. 
Chłopak krzyknął cicho gdy oślepiony upadał obok niej na kolana.
-Via?!- krzyknął jeszcze zanim doszedł do siebie-Via, co się stało?!
-Wyczuwam śmierć...- wycharczała i wygięła się w łuk.Przez jej ciało przechodziły konwulsyjne drgawki, a z jej ust zaczęła płynąć czarna krew. Armando podłożył pod jej kark rękę i podniósł odrobię jej głowę. Jego dłonie szybko zabarwiły się czarnym kolorem jej posoki. 
-Via...- wyszeptał, gdy ta zaczęła bezwładnie osuwać się na ziemię.

~~~~~~

Athaniel biegł szybko, nisko przy ziemi, aby nie umknął mu żaden trop. Teraz wyglądał bardziej jak zwierzę niż boska istota. Zresztą, nie był nią już od dawna. A konkretniej od czasu Buntu. W jego umyśle znów pojawiły się kałuże krwi, głównie złotej lecz i czarnej wiele się przelało, powyginane skrzydła i ciała na posadzce. Przepiękny widok. Napawający wizją nowego świata, lepszego świata. I wtedy pojawił się on. Głupiec o dwóch, złotych pucharach. Athaniel prawie się zatrzymał z wściekłości. Chociaż to zdarzenie miało miejsce dwadzieścia lat temu, ból i nienawiść nadal były żywe i aktualne. Nigdy nie wybaczy temu zuchwalcowi, nigdy! Poniesie za to konsekwencje. A raczej jego bękart. Na tę myśl Ahaniel przyśpieszył i błysnął zębami w uśmiechu.

~~~~~~

Kamina siedziała na środku izby. Matka wysłała ją, aby przyniosła jedzenie dla rodziny kryjącej się w azylu. 
Gdy w pośpiechu wyjmowała ze schowanka w podłodze dżemy, coś głucho uderzyło na zewnątrz. Dziewczyna przeraziła się w pierwszej chwili, ale z natury była ciekawska i odważna, więc po chwili wstała drętwo i podeszła do okna. Mimo wielu zakazów ojca jak i matki, uchyliła okiennicę, aby zobaczyć, co było źródłem hałasu. W ciemnościach zobaczyła mężczyznę w snopie światła. Klęczał, ale tylko na jednym kolanie. Patrzyła na to szeroko otwartymi oczami. Nagle ten człowiek wstał i rozpostarł wielkie, czarne skrzydła. Były lśniące i przepiękne. Mężczyzna podniósł głowę ukazując czerwone jak rubiny oczy. Dziewczyna przeraziła się i zatrzasnęła okiennicę, ale czuła, że było za późno. On ją widział. Jego krwistoczerwone oczy osadzone w nieziemsko pięknej twarzy wypaliły dziury w jej duszy. Nagle drzwi z ogromnym hukiem wyleciały z zawiasów, wzbijając w górę tuman kurzu. Dziewczyna wrzeszcząc skuliła się i osunęła na podłogę. Zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się. Ktoś oderwał ręce od jej twarzy. Spojrzała w górę. Wiedziała, że zobaczy czerwone oczy. Nie myliła się. Po chwili poczuła ból w ramieniu, a potem już nic. Ciemność, w której majaczyła przewspaniała twarz krwiopijcy. Ostatnie, co widziała w życiu. 

~~~~~~

Bogini roześmiała się tylko widząc pierwszą ofiarę swoich dzieci. Nareszcie się dobrze bawiła, nareszcie było ciekawie.


środa, 24 lipca 2013

Hej, hej, hej :)

Mam nadzieję, że nie gubicie się w szalonym wytworze mojej zbyt wybujałej wyobraźni?
Tak pokrótce; Jaden w dni Przejścia wychodzi z domu, spotyka upadła anielicę, której przedstawia się jako Armando (tłumaczę, bo tego kawałka mogliście nie ogarnąć). Tak naprawdę ona szuka chłopaka, który ja uratował, ale nie wie, że Armando to Jaden. Za nimi rusza Athaniel, rządny krwi demon.


Wiem, że to głupie, że Wam to tłumaczę, w końcu swoje mózgi macie, ale stwierdziłam, że moja historia jest trochę porypana, a ja chcę, żebyście wszystko ogarnęli zanim zakręcę ją JESZCZE bardziej :)


Dzięki, że czytacie, ale jak czytacie, to komentujcie ;*

Rozdział 9

Życie boli bardziej niż śmierć

Armando miał teraz dużo więcej szacunku dla tej drobnej dziewczyny pewnie stąpającej przed nim. Czuł się też upokorzony. To ona uratowała go, a powinno być na odwrót. Jego męskie ego skurczyło się i chlipało cicho w głębi  jego umysłu powodując, że czuł się skompromitowany. A ona przyjęła to jako oczywistość, jakby wiedziała, że idąc z nim będzie musiała go bronić i ochraniać. Nie podobało mu się to. Nie tak powinno być. Porozmyślał by nad swoim upodleniem, ale był zbyt zmęczony. 
Nagle dziewczyna obróciła się i usiadła pod jakąś skałą. Odchyliła głowę do tyłu i oparła ją o skałę.
-Odpoczynek?- zapytał rzucając koło niej plecak.
Nie odezwała się nawet, tylko skinęła głową na 'tak'.
Usiadł obok niej tak, że dzieliła ich torba. Zamknął oczy i podkurczył nogi, o które oparł głowę. 
Siedzieli w takiej samej ciszy jak podczas wędrówki.
-Masz rodzinę?- zapytała nagle wprawiając go w osłupienie, myślał, że całą wędrówkę donikąd odbędą w tym mrożącym krew w żyłach milczeniu. Ale Via miała już w sobie coś z człowieka. Spadła z nieba wczoraj, ale już zaczynały się w niej budzić ludzkie odruchy; zmęczenie, potrzeba konwersacji, pragnienie. Nigdy nie będzie prawdziwym człowiekiem, ale będzie z każdym dniem się do nich przybliżać.
-Mam- odparł zdziwiony - Matkę, ojca i rodzeństwo.- popatrzył na nią zaciekawiony -A ty?-
Zapytał ją z miłym uśmiechem
-Mam brata i dwie siostry.- odparła, a jej odpowiedź zabrzmiała nadzwyczaj szczerze - A ty masz siostry, braci?- był zdziwiony tą nagłą chęcią rozmowy, ale jako że bardzo chciał poznać ja bliżej, ucieszył się. 
-Mam trzech braci i siostrę; Nanyiego, Karamuna, Veanego i Ebellin.- wymieniając ich imiona uśmiechał się, przypominając sobie ich twarze.
-Ja mam Henuela, Leeminę i Darlaen.- powiedziała uśmiechając się tylko przy wymienianiu imienia Darlaen. 
-Ile masz lat?- zapytał ją nagle Armando -Tak naprawdę?
Dziewczyna westchnęła.
-Nie jestem normalnym człowiekiem jak ty.- zaczęła- Nie chce mi się opowiadać kim jestem, chyba, że zadowoli cię odpowiedź, iż jestem kobietą z misją. Mam sto dwadzieścia cztery lata.- jęknęła cicho.
Armando patrzył na nią jak na wariatkę. Kim on jest? Zaczynał się jej bać. Naprawdę. Ale przecież czytał o magach żyjących po czterysta lat, o magach, którzy rodzą się w jednym celu, ze swego rodzaju misją na całe życie. Pewnie ta dziewczyna jest jedynym żyjącym magiem. No, nie licząc go. 
-To wspaniałe móc żyć tak długo.- wyszeptał
-Wspaniałe?!- zaśmiała się gorzko -Po pięćdziesięciu latach mojego życia miałbyś już dość!
-Co w twoim życiu jest takie okropne?- zapytał wstrząśnięty jej bezpośredniością.
-Widzisz, nuda po jakimś czasie zmienia się w głupotę, głupota w odrzucenie, a odrzucenie w ból i cierpienie.- nie zrozumiał za wiele z jej wywodu -Mimo że nigdy nie powinnam, raz byłam na krawędzi śmierci i życia. A teoretycznie jest to niemożliwe. I wiesz, co ci powiem?- zapytała odwracając się w jego stronę. Po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. -Życie boli bardziej niż śmierć.- powiedziała smutno, patrząc na swoje blade dłonie.
-Na prawdę?- zapytał przerażony, spoglądając na nią
-Tak- odparła jakby pytał ją o to, czy pójdą na obiad -Śmierć jest łatwa, delikatna. Przyjemna.- wyszeptała patrząc przed siebie, w jakiś nieokreślony punkt.
-Gdyby nas zabili, byłabyś szczęśliwa?- zapytał, wolno wymawiając każde słowo. Wiedziała, że chodzi mu o Nożowników.
-Nie- odparła z uśmiechem -Nie wiem czemu, ale chcę znaleźć tego mężczyznę i wrócić do domu.-
westchnęła.
Armando patrzył na nią chwilę, po czym podniósł plecak i przerzucił go na drugą stronę, żeby móc się do niej przysunąć. Nie wiedział, jak Via zareaguje, ale jedną ręką objął jej plecy, kładąc ręce na jej łopatkach, a drugą objął ją w tali i przytulił ją mocno.
Dziewczyna wstrzymała oddech, bo nikt nigdy jej nie przytulał. Całował, dotykał, ale nikt nigdy jej nie przytulił, tak po przyjacielsku. Nikt nigdy, przenigdy.
Ale po chwili się rozluźniła. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Może nie bezpieczeństwo, nie tego nie czuła, nie przy nim, ale ciepło i przyjaźń. Zauważyła, że jej wewnętrzne światło rozbłysło, świecąc jeszcze jaśniej.
Oparła głowę o jego lewe ramię, to, które miała dalej i zamarła tak.
Po chwili pomyślała, że to dobrze, że szuka tego chłopaka z Armando.
Ale po chwili potrząsnęła głową i odrzuciła takie czułe myśli.
On jest kulą u nogi, problemem, osobą, którą ona musi chronić. Jest kłopotem.
Z tą myślą przytuliła się do niego jeszcze bardziej i zamknęła oczy.



wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 8

Zagrajmy o niego

Armando szedł za Vią pewnie, bez lęku. Ona oświetlała im drogę swoim, jak to powiedziała "wewnętrznym światłem", więc nie było mowy o potknięciu się, czy tym bardziej przewróceniu. Nie rozmawiali prawie w ogóle, parę razy tylko zapytał ją o to, czy chociaż ona wie dokąd idą. Zawsze odpowiadała mu milczeniem. Co chwila tylko obracała się słysząc, że mimo oświetlenia Armando potykał się i wymachiwał rękoma. Ona szła pewnie, bezbłędnie stawiając stopy w bezpiecznych miejscach. Ani razu nie straciła równowagi, ani razu się nie zachwiała. To on miał problemy z poruszaniem się po leśnym podłożu.
Nagle z z granicy między światłem odchodzącym od Vii, a ciemnością wyszło sześciu ludzi. Armando stanął jak wryty. To, co się wyprawiało w tegorocznych dniach Przejścia przechodziło ludzkie pojęcie! Zakrwawiona, świecąca dziewczyna na polanie, a teraz sześciu ludzi? Normalni ludzie nigdy nie wychodzili z domów w te dni, zbyt się bali! A tu proszę. Sześciu rosłych mężczyzn wyszło im na przeciw z kpiarskimi uśmieszkami. Ich noże i miecze lśniły w blasku wewnętrznego światła Vii jak ich białe zęby.
-Kogo my tu mamy?- zapytał najbardziej barczysty mężczyzna z wytatuowanym ramieniem. Wszyscy mieli czarne koszule bez rękawów i ciemne, opasane rzemieniami spodnie. Te tatuaże... te spirale...
-Nożownicy- wyszeptał Armando cofając się tak, że prawie się przewrócił. Złapał jednak równowagę i ustał na nogach.
-O, mały wie do kogo mówi.- zaśmiał się cicho ten sam mężczyzna, który odezwał się pierwszy. Vianela przesunęła się trochę do tyłu, ale po chwili Armando zrozumiał, że nie zrobiła tego z lęku. On go osłaniała, żeby na wszelki wypadek przyjąć pierwszy cios. Osłaniała go ta drobna, śliczna dziewczyna. GO, mężczyznę!
Wytatuowany mężczyzna pstryknął palcami, a jego pięciu ludzi rzuciło się na nich. 
Armando nie umiał walczyć. Próbował użyć magii, ale tylko się poparzył. W śród tłumu rąk zobaczył Vię. Ta malutka osóbka kopnęła pierwszego napastnika w krocze a ten, nie spodziewając się tego, nie zdążył się osłonić. Gdy mężczyzna jęczał cicho na ziemi, drugi z nich podciął jej nogi, a trzeci brutalnie kopnął. Nie robiąc sobie z tego wiele Via szybko się podniosła i jeszcze na kuckach kopnęła w brzuch jednego, a drugiego zdzieliła pięścią w nos. Nieprzyjemny zgrzyt obwieścił wszystkim, że nos został złamany. Z dwóch mężczyzn, którzy unieruchomili Armando, jeden  odbiegł i próbował pomóc przyjaciołom z dziewczyną. 
Co raz to nowi napastnicy otaczający Vię, przysłaniali jej światło, jednak co chwilę któryś z nich był odrzucany siłą ciosu. Armado próbował wyrwać się z rąk jednego mężczyzny, ale nawet to było dla niego za trudne.
-Dość!- zawołał mężczyzna, który wcześniej nakazał atak. Wszyscy znieruchomieli, oprócz Vii, która na zakończenie kopnęła jednego z przeciwników w szczękę, przez co obrócił się krzycząc z bólu.
Armando poczuł na swojej szyi chłód ostrza. To jego napastnik przykładał mu nóż do gardła.
Dziewczyna dostrzegła to i spojrzała na dyrygującego wszystkim mężczyznę. 
-No, słodziutka, ty się uspokoisz, to twojemu chłoptasiowi nic się nie stanie.- powiedział powoli, z obleśnym uśmiechem na ustach. Vianela opuściła ręce i wyprostowała nogi, które wcześniej były przykurczone w pozycji obronnej.
-Zagrajmy o niego.- wypaliła krzyżując ręce pod biustem. Wszyscy patrzyli na nią nierozumiejącymi oczami, tylko ten najbardziej barczysty mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, zrozumiawszy o co jej chodzi.
-Zagrajmy w karty.- wyjaśniła -Ja wygram, odchodzę wraz z nim.- powiedziała wskazując na Armando -Ty wygrasz, masz mnie i jego. Wy lubicie hazard, prawda?- zakończyła patrząc na niego wyzywająco
-Lubimy też inne rzeczy.- mruknął osobnik trzymający towarzysza dziewczyny, a reszta z nich roześmiała się ohydnie.
-Cisza, cisza.- warknął cicho najważniejszy z nich -Dobrze, Słodziutka. Wygram i tak, a ja lubię takie jak ty.- zaśmiał się cicho i wyciągnął z kieszeni spodni karty. Vianela miała rację. Oni musieli kochać hazard.
Mężczyźni usiedli na ziemi, dookoła swojego przywódcy i tej odważnej dziewczyny. Człowiek przytrzymujący Armando tez chciał przysiąść więc pociągnął za sobą chłopaka, przecinając mu skórę, na której pojawiło się płytkie nacięcie. Armando jęknął cicho. Dziewczyna obróciła się szybko i spojrzała na chłopaka, po czym zmierzyła wzrokiem jej przeciwnika.
-Bez gierek.- warknęła, a wszyscy się roześmiali.
-Krótką, czy długą, Słodziutka?- zapytał z uśmiechem.
-Krótką- odparła
Gdy ten tasował karty, przyjrzała mu się uważnie. Miał ciemną karnację i długie jasne, włosy splecione w drobne warkoczyki.. Miał w nie wplecione koraliki i opaskę na czole. Miał ciemno niebieskie oczy, a przez jedno z nich przebiegała gruba, czerwona szrama. Gdyby nie ona, byłby całkiem przystojny. 
-Gramy?- zapytał z uśmiechem.
-Oczywiście- odparła
Grali w bardzo popularną grę, której zasady były bardzo proste. Chodziło w niej o to, że kładło się na stole, w tym przypadku, na drodze, pięć kart (tylko walety, damy, króle i asy). Każdy z graczy zgadywał co to za karty, a ten który zgadł więcej-wygrywał. 
Obstawili pierwszą kartę.
-Król pik- powiedział cicho mężczyzna
-As kier- odparła
Inny z mężczyzn, dość młody jak na Nożownika, odwrócił kartę. Była to dama karo.
Zaklęli oboje, jednak ona ciszej.
-Dama kier- wyszeptał pierwszy z graczy
-Walet pik- odpowiedziała cicho patrząc intensywnie na tył karty.
Ów młody chłopak znów odwrócił kartę.
Mężczyzna syknął ze złością, a Via tylko uśmiechnęła się delikatnie i zabrała kartę z rządku do siebie.
-As trefl- powiedział, tym razem pewny swego
-Król trefl- odparła zarzucając włosami, a wszyscy zgromadzeni (oprócz Armando oczywiście) zaśmiali się cicho.
Chłopak odsłonił kartę. Trefl. As.
Via jęknęła cicho, a jej przeciwnik uśmiechnął się tylko ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
-Walet karo- powiedziała, wyprzedzając mężczyznę, na co zareagował jeszcze szerszym uśmiechem
-Dama kier- mówiąc to, patrzył dziewczynie głęboko w oczy
Chłopak odwrócił kartę potrząsając złotymi włosami. Król pik.
Oboje odsunęli się, jakby ich odrzuciło. 
-Ostatnia- powiedział, a na jego twarzy pojawił się ten beztroski uśmiech.
-Nie jestem ślepa.- odparła- Walet karo
-Przed chwilą walet karo cię zawiódł.- zauważył patrząc na nią z zaciekawieniem
-Oby tym razem tego nie zrobił.- zaśmiała się cicho Via
-As kier- dodał z całkiem miłym uśmiechem.
Armando wstrzymał oddech, gdy młody chłopak po raz piąty chwycił kartę. 
Dziewczyna chwyciła się kurczowo za ramiona i patrzyła z przestrachem na jeszcze nie odkrytą kartę. Wiedziała, że jeżeli teraz przegra, nigdy nie odnajdzie Jadena, nigdy ni wróci do domu. Chłopak odwrócił kartę.

Dziewczyna krzyknęła cicho z radości, a drugi gracz syknął zdenerwowany. Słysząc to Via zrobiła się czujna, bojąc się, że mężczyzna, którego ograła zareaguje agresją i każe ich unieszkodliwić wbrew umowy.
-Spokojnie, Słodziutka.- powiedział wstając -Ja dotrzymuję słowa. Puść go.- mówiąc to wyciągnął do niej rękę, aby pomóc jej wstać. Dziewczyna nie chciała tego robić. Bała się, że to podstęp, ale gdyby odtrąciła jego pomoc, mógłby uznać to za zniewagę. Dała się mu podciągnąć do góry.
Mężczyzna z blizną pomógł jej wstać, po czym nadal nie puszczając jej ręki przyciągnął ją do siebie i pocałował. Ona nie była zupełnie przygotowana, więc pozwoliła mu na to ku wiwatom i okrzykom kompanów przystojnego mężczyzny. Podczas pocałunku jej wewnętrzne światło rozbłysło jeszcze bardziej pod pływem nagłego odczucia. Via odsunęła się od niego i szybko zaczęła łapać powietrze, którego przez ostatnich kilka sekund bardzo jej brakowało. Mężczyzna uśmiechnął się bezczelnie i skłonił się delikatnie. Wśród cichych, ale jakże radosnych okrzyków mężczyźni rozstąpili się, aby Via, wraz z 'wygranym' przez nią chłopakiem, mogli ruszyć w dalszą drogę. Odchodząc, dziewczyna patrzyła z uśmiechem na mężczyznę z blizną. On także uśmiechał się szelmowsko, opierając się o drzewo.
Ludzie są fajni- pomyślała na odchodnym. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 7

Pewne umiejętności

Vianela patrzyła na Armando z niechcianym zainteresowaniem. Właśnie zasnął i wyglądał teraz nie tylko nieszkodliwie ale wręcz bezbronnie. Anielica jeszcze nigdy nie widziała śpiącego człowieka, więc ten obrazek był dla niej zupełną nowością. Anioły nigdy nie śpią, nie potrzebują snu, ale była pewna, że nawet gdyby miały taką potrzebę, to wyglądali by niebezpiecznie i złowrogo. Ludzie okazywali się głupcami wierząc, że wszystkie anioły są kochane i pomocne. Większość z nich były to podstępne, okrutne istoty, które tylko czekają aż bogini pozwoli im zaatakować ludzi. No, niektóre robiły to i bez pozwolenia, zwykle... w Dni Przejścia. Tak, teraz w tę sześciodniową noc zaciera się granica między świtem ludzi a aniołów, zwłaszcza tych o demonicznej naturze. Zdała sobie z tego sprawę dopiero teraz, i dopiero teraz zrozumiała, że szybko musi znaleźć tego Jadena, bo jeszcze mu się coś stanie. Ten chłopak jej tylko przeszkadzał, gdyby nie on, już dawno ruszyła by na poszukiwania.
Gdyby nie on, już dawno byś nie żyła. Wyszeptał głos sumienia w jej głowie. Chciała warknąć, żeby się zamknęło, ale wiedziała, że ono ma rację. Ale jakby nie dokonał zespojenia, byłaby mu bardziej wdzięczna. W sumie to ona przecież nawet nie wie, kiedy ich zespoił. Może krwawił już wcześniej, i opatrywał jej ranę? Może szamocząc się rozcięła mu skórę? Nie wiedziała, co się stało, nie mogła go osądzać. Pewne było jedno-cokolwiek zrobił i jakiekolwiek są tego skutki, zrobił to, żeby ją uratować. Wiedziała, że głupio robi skacząc w portal sama. Gdyby odtransportowali ją strażnicy, absolutnie nic by jej się nie stało. Teraz pewnie wszyscy tam, do góry myślą, że ona nie żyje. To i dobrze, daje jej to element zaskoczenia, a zaskoczenie równa się przewaga. Vianela oparła się o zimną skałę nakrywając się pledem, który wziął się tutaj nie wiadomych powodów. Pewnie to on ją przykrył. Próbowała patrzeć na trzaskający wesoło ogień, do którego on przed snem dorzucił drewna, ale nie mogła. Cała jej uwaga była z niewiadomych przyczyn skupiona na Armando. Miał dłuższe, hebanowe włosy, pasujące bardziej do anioła niż do Deluńczyka. Nie przyjrzała się kolorowi jego oczu, czego teraz na prawdę żałowała. Miał bladą, odrobinę zaróżowioną skórę na policzkach. Był zbudowany dość dobrze, ale nie doskonale. Na jego nagim torsie tylko rysowały się mięśnie brzucha, aczkolwiek wyglądało to zadziwiająco dobrze. Ściągnął tunikę wcześniej, aby ona miała w co się ubrać, bo sukienka w którą ubrali ja na górze była cała ubrudzona krwią i podarta, przez co była zupełnie nie wygodna i paliła się teraz w ogniu. Widziała jak on trzęsie się przez sen pozbawiony okrycia, ale gdyby chciała mu oddać tunikę, co tu dużo mówić, byłaby zupełnie naga, a tak miała na sobie chociaż coś, no a on zapewniał, że mu ciepło. Z rozmyśleń wyrwały ją intensywnie wpatrujące się w nią modre oczy.
Patrzyli sobie w oczy w zupełnym milczeniu. Oczywiście to on ją przerwał.
-No? Jak się czujesz Mała?- zapytał obracając się na bok tak, że opierał się na łokciu.
Przybrała swoją zwyczajną, naburmuszoną minę i potrząsnęła włosami wydymając usta.
-Vianela- poprawiła go oschle -Dobrze, możemy już ruszać?
-Via- zaczął ku jej zdenerwowaniu -Jak ty chcesz kogokolwiek znaleźć w takiej ciemnicy,co?
Dziewczyna prychnęła cicho
-Mam pewne zdolności, poradzimy sobie.- odparła patrząc na trzaskający wesoło ogień. Chociaż on był zadowolony.
-Jakie niby?- zainteresował się patrząc na nią szeroko otwartymi z zaciekawienia oczami.
-Różne- odparła tajemniczo
-Dobra- zgodził się ku jej zdziwieniu- Skoro masz jakieś tam zdolności możemy ruszać, tylko się spakuję.-
Patrzyła na niego z osłupieniem. Nie spodziewała się, że on się zgodzi. Przyglądała mu się jak wstaje i zbiera wszystkie rzeczy z jaskini. Po chwili stanął nad nią i spojrzał wyczekująco.
-Co?- zapytała nie rozumiejąc o co mu chodzi
-Koc, Via, koc.- odparł wskazując na pled w który była owinięta.
Podniosła się i wyplątała się z derki po czym podała mu ją zostając tylko w płóciennej tunice sięgającej jej ledwo do kolan.
-Nie masz pewnie spodni, co?- zapytała z niesmakiem wyobrażając sobie jak brnie w tej pseudo sukience przez las.
-Nie, ale jeśli umiesz szyć, to możesz sobie ją zszyć tutaj i mieć spodnie z tuniki.- uśmiechnął się do niej chamsko, bo był pewny, że dziewczyna nie umie posługiwać się nitką i igłą.
-Daj- odparła pewna siebie ku jego zdziwieniu. Zaskoczony podał jej narzędzia, a ta tylko usiadła w głębi jaskini i zaczęła majstrować coś przy długiej koszuli.
On tymczasem kontynuował pakowanie. Po chwili Via podeszła do niego oddając igłę i nić. Spojrzał na jej strój. Miała na sobie koszulę połączoną ze spodniami do pół uda. Wzruszył ramionami i schował to, co mu dała. Ona tym czasem usiadła na ziemi i zamknęła na chwilę oczy.
-Dobra, Mała.- powiedział klękając przy ognisku -Dawaj te swoje zdolności, bo zagaszam ogień.-
mówiąc to przysypał je piaskiem, a ono zasyczało cicho. Po chwili utonęli w zupełnych ciemnościach.
-Via...?- zapytał zdezorientowany
-Już- odparła, a w okół niej rozbłysło jasne, oślepiające światło. Armando spojrzał na nią spod przymrużonych oczu. Całe jej ciało drżało delikatnie, świecąc we wszystkich kierunkach.
-Faktycznie, masz pewne zdolności- zagwizdał z wrażenia chłopak.

***

Athaniel obrócił się by ostatni raz spojrzeć na swój pałac. W oknie stała Tenebre i uśmiechała się do niego, ale on nie odpowiedział jej tym samym. Popatrzył na wielki portal przed  nim i uczynił jeden, mały krok. Najpierw czuł ja spada, ale rozprostował skrzydła i zawisł między ziemią a niebem. Zleciał na dół powoli, majestatycznie, oświetlając sobie drogę mieczem-Delcjuszem, który lśnił słabym blaskiem. Miecz ten był wyjątkowy, głodny krwi, po każdym zabójstwie świecił jaśniej, jakby zadowolony z kolejnej ofiary. Athaniel wylądował na ziemi uśmiechając się delikatnie.
-Gdzie jesteś, pomiocie demona?- wyszeptał z uśmiechem, chowając swoje skrzydła.-Czas nakarmić Delcjusza.



~~~~~~

Taki tam, rysunek Athaniela mam dla Was, ale nie jestem z niego zadowolona :/ , coś jest z nim nie tak, niestety. No nic, trudno, może brzydki, ale jest :) To chyba tyle ode mnie, mam nadzieję, że rozdział Wam sie spodoba :)

niedziela, 21 lipca 2013

Kochani!

Kochani, wiem, że się SZALENIE spóźniam z rozdziałem, o ale bądźmy ludźmi, jest weekend. Zdążyłam tu tylko wpaść, żeby napisać tę krótką notkę, oraz żeby dokończyć 10 rozdział i go opublikować na onlymydreamsss.blogspot.com
Wiem, że było dziś dużo wejść, więc już mówię. Nie wypaliłam się, w żadnym wypadku, a rozdział 7 będzie JUTRO. Już mam nawet na niego pomysł. Jako, że tak długo czekaliście, obiecuję, że będzie z rysunkiem. Mogę tez dodać gratisa, będą ich wtedy dwa. Piszcie w komentach czyj wizerunek chcielibyście abym zamieściła, to machnę go dla Was i go tu opublikuję :)
To tyle i jeszcze raz przepraszam
Pozdrowienia ;)

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 6

Zmiany

-Jak ci w ogóle na imię?- zapytał dziewczynę. Mówił do jej pleców, ponieważ gdy ta dowiedziała się, że ich krew mogła się zmieszać, przeraziła się i odwróciła od niego, aby modlić się cicho.
-Vianela. I odwal się ode mnie.- warknęła przerywając na chwilę modlitwę
-Hej, trochę wdzięczności może?- żachnął się patrząc na nią. Nigdy do nikogo nie mówił w tak pewny, swobodny sposób. Zawsze się w sobie dusił, kiwał głową, milczał. Ale nie teraz. -Uratowałem ci życie-
dodał zdenerwowany. Dziewczyna westchnęła ciężko
-Zrobiłeś coś jeszcze, idioto. Zespoiłeś nas.- jęknęła obracając się w jego stronę. Patrzyła na niego z wyrzutem.
-Co zrobiłem?- zapytał zupełnie zdezorientowany
-Jestem twoją podopieczną. Nie mogę się od ciebie teraz oddalać,a mam kogoś znaleźć. Z tobą na karku go nie znajdę.- warknęła zrozpaczona
-Wiesz, to raczej ja mam ciebie na karku, mała.- powiedział cicho z głupim uśmiechem
Obróciła się szybko i spojrzała na niego wściekła
-Jestem dużo potężniejsza od ciebie- syknęła
-Może i tak- westchnął  wstając i biorąc bukłak z wodą. Wlał do miseczki wody i rozpuścił w niej  jakieś zioła, których kobieta nie rozpoznała. -Ale teraz, jak sama powiedziałaś, jesteś moją podopieczną. Poranioną podopieczną.- dodał zgryźliwie, podając jej misę. -Wypij- zażądał
-Nie chcę.- warknęła odwracając się od niego. Wtedy stało się coś dziwnego. Dziewczyna wrzasnęła i upadła na ziemię tuż obok ogniska, zwijając się z bólu.
-Vianelo?- krzyknął - Vianelo co się dzieje?- upadł przy niej na kolana i próbował ją przytrzymać, ale ona krzyczała i wierzgała. Po chwili nierównej walki dziewczyna uspokoiła się, a jej oddech się wyrównał.
-Co to było?- zapytał oddychając szybko, jak po długim biegu
-Zespojenie- odpowiedziała zasłaniając sobie twarz dłońmi -Przez pierwszy czas od zespojenia będę tak reagować, gdy ci się sprzeciwię- jęknęła -Potem zacznę nad tym panować.-
-Co to jest to zespojenie?!- krzyknął cicho, pochylając się nad nią
-O bogini no... nie zrozumiesz i tak- odparła- nie pytaj mnie więcej
-No, dobrze- odpowiedział niepewnie, odsuwając się od niej -Aaa, Ile ty Via masz lat?
-Kto?- zapytała zniesmaczona
-Via- wyszeptał nie pewnie. Wrócił stary, przestraszony Jaden. -Takie zdrobnienie
-Acha- jęknęła, podnosząc się ze skalnej gleby -Nie uwierzyłbyś, ile mam lat. Ale w przełożeniu jakieś... dwadzieścia dwa.- powiedziała zagadkowo i niejasno.
-Nie wyglądasz- odparł prostując się by spojrzeć na nią z góry. Sięgała mu jakoś do ramienia.
-A ty ile masz?-zapytała podejrzliwie
-Dziewiętnaście.- powiedział. Dziewczyna zaczęła powoli go okrążać przyglądając mu się uważnie.
-Nie wyglądasz jak Deluńczyk- powiedziała mrużąc oczy -Nie masz złotych włosów, ani błękitnych oczu. Wyglądasz bardziej jak ja- zastanawiała się
-Nie martw się mała, jestem Deluńczykiem- uspokoił ją. A przynajmniej tak myślał
-Jak się nazywasz?- zapytała nadal niepewna
Jaden pomyślał, że nie może jej wyjawić swojego imienia. Nie zna jej. Może mu to zaszkodzić.
-Armando- wymyślił na poczekaniu. W sumie ładne imię, lepsze niż Jaden.
-Och, takie ludzkie imię- jęknęła
-A jakie niby ma być?- zapytał ją szczerze zdziwiony
-A nic, nic- odparła, przeciągając się -Idziemy stąd. Muszę kogoś odnaleźć.
-Kogo niby? A zresztą nigdzie się nie ruszysz! Masz potworną ranę na  czole.- mówiąc to, siłą usadził ją na ziemi. Nie sprzeciwiła mu się od razu, bała się bólu.
-Ja MUSZĘ go odnaleźć.- wyszeptała- Chcę wrócić do domu
Usiadł przy niej
-Słuchaj.- zaczął powoli -Ja nie znam cię, ani ty nie znasz mnie. Wiem, że jesteś ranna. Wiem, że jesteś inna, dziwna. Wiem też, że w jakiś dziwny sposób, zupełnie nie do ogarnięcia, jesteśmy ze sobą związani. Ja to czuję, rozumiesz?- mówiąc to patrzył jej w oczy -I nie pozwolę, żeby coś ci się stało.-
Nie wiedział co mówi. Te wszystkie słowa wypowiadał ktoś w nim, ktoś, to znał dobrze tę dziewczynę i kto oddałby za nią życie, aby ją ochronić.
Dziewczyna prychnęła lekceważąco
-Ogarniam, ogarniam- odpowiedziała cierpko -Ale ty teraz zrozum mnie! Ja chcę wrócić do domu- zawołała buntowniczo, zakładając ręce na piersiach.
-Znajdziemy tego człowieka. Nie wiem o kogo chodzi, i nie wiem czemu mamy go znaleźć, ale pomogę ci. Tylko NIE teraz, nie dziś.- ostatnie słowa prawie wykrzyczał
-Po cholerę nas zespoiłeś?- zapytała zdenerwowana -Zabiłabym cię i ruszyła na poszukiwania.
Popatrzył na nią lodowatym spojrzeniem
-A ja i tak uratowałbym ci życie kolejne tysiąc razy

***

Była znudzona. Jak zawsze zresztą, patrzyła na świat bez żadnych uczuć. Myślała nad tym co zrobić, żeby było ciekawiej. I wymyśliła. Stworzyła anioły, żeby były dobre, żeby ludzie mieli do kogo się modlić. Ale ten scenariusz ją znudził. Zabawniej byłoby gdyby anioły okazały się teraz krwiożerczymi istotami bez duszy. O tak, to byłoby interesujące. No, to do dzieła, czas wreszcie na jakąś rozrywkę.

***

Nagle poczuł rządzę krwi, ale nie mógł jej zaspokoić "ktoś". Była to długonoga blondynka, ale nie miał pojęcia, gdzie ją znaleźć. Czuł, że musi ja znaleźć i poczuć krew krążącą w jej żyłach. Chciał pić, pic. Nigdy taki nie był. NIGDY. Zawsze kochał ludzi, interesowali go. Nigdy nie czuł też żądzy krwi. Dookoła niego było mnóstwo aniołów. Widział, że tak jak on zaczęły nagle pożądać czegoś. Co sprawiło, że nagle stali się krwiożercami? Nie miał czasu o tym myśleć. Teraz miał czas na łowy, musiał pić.

Rozdział 5

Nowa znajoma


Jaden obudził się cały obolały. Mimo iż miał wrażenie, że spał wieczność, czuł się wykończony. Próbował  przypomnieć sobie gdzie jest i co tu robi. Z czeluści umysłu wygrzebał wizerunek młodej, zakrwawionej dziewczyny. Chłopak rozejrzał się dookoła z przerażeniem w oczach. Leżała tam, gdzie wcześniej, nie dając żadnych oznak życia. Jaden nie miał pojęcia czemu nagle zasłabł, zamiast jej pomóc. Wiedział, że jego chwilę słabości ona może przepłacić życiem, o ile już nie zapłaciła tej najwyższej ceny. Podczołgał się do niej, widząc w ciemnościach tylko zarys jej sylwetki. Irytowało go to, jak wolno poruszał się po wilgotnej ziemi, ale nie mógł wstać. Żaden mięsień nie pozwoliłby mu teraz na podniesienie się z gleby. Gdy wreszcie doczołgał się do dziewczyny, wyjął świecę z plecaka i próbował ją zapalić. Jego ręce drżały, więc udało mu się dopiero za piątym razem. Gdy podpalony knot zasyczał cicho oświetlając choć trochę najbliższą okolicę, Jaden przyjrzał się dziewczynie. Jej klatka piersiowa unosiła się rytmicznie w górę i w dół. Chłopak prawie krzyknął ze szczęścia. Mimo że prawie całe jej ciało umazane było w zaschniętej krwi, a oczy miała zaciśnięte, żyła. Rozejrzał się dookoła. Kilkaset kroków od nich zdołał wypatrzeć jaskinię. Zdecydował, że jedną świecę zostawi przy dziewczynie, co odstraszy dzikie zwierzęta i pomoże mu wrócić, a sam weźmie drugą i pójdzie zbadać grotę. Wstał powoli, chwiejąc się i dygocząc. Brnął przez polanę powoli, co chwila obracając się by sprawdzić czy z dziewczyną wszystko w porządku. Jego stopy wydawały się być wylane z metalu, ciężkie niczym ołów. Mimo zmęczenia ogarniającego całe jego ciało, dotarł do pieczary i rozejrzał się  w niej uważnie. Była sucha i chłodna, więc jeżeli przeniesie tu dziewczynę to będzie musiał czymś ją przykryć, bo nawet on dostał tu gęsiej skórki. Jednak było tu sucho i bezpiecznie, a cieplej zrobi się jeżeli rozpali ognisko. Tu także zostawił świecę, a sobie zapalił kolejną. Wyszedł z jaskini i szedł ku świetle zostawionym przy nieznajomej. Teraz szedł szybciej, jednak nie tak prędko jak by chciał. W końcu jednak był już przy jego ciągle śpiącej podopiecznej. Zagasił swoje światło i kucnął przy niej. Wsunął pod jej kark lewą rękę, a pod zagłębienie pod kolanami, prawą. W tą też rękę chwycił z trudem świecę. Z powolnym skupieniem wstał z dziewczyną na rękach. Zachwiał się, ale złapał równowagę, aby nie pokaleczyć jej jeszcze bardziej. Teraz szedł na prawdę powoli, a każdy krok sprawiał mu niewyobrażalny ból. Miał wrażenie, że idą tak wieczność, że w ogóle nie przybliżają się do nikłego światła sączącego się z groty, którego źródło tam zostawił. W końcu jednak dobrnęli do ich schronienia. Wchodząc przez dość ciasną szczelinę, skaleczył się w przed ramię i otworzył na nowo jedną z jej mniejszych ran. Stróżki ich krwi, jej czarnej, a jego burgund-owej, połączyły się i płynęły dalej razem.Wchodząc tu wcześniej samemu nic mu się nie stało, ale teraz zajmował z nią więcej miejsca w poprzek. Nie zauważył nawet nowych ran, ani na swoim ciele, ani na jej. Trzymaną w dłoni świecę ustawił w małej, naturalnej wnęce, po czym wycieńczony upadł na kolana. Ułożył ją w możliwie najwygodniejszej pozycji i odetchnął głośno. Z jego ust wydobył się obłoczek skroplonej pary, a na ciele dziewczyny pojawiła się gęsia skórka. Jaden szybko wyjął z plecaka pled i okrył nim dziewczynę, nie przejmując się tym, że go brudzi. Dwie świece dawały całkiem dobre oświetlenie, ale nie ciepło, więc wziął jedną z nich i wyszedł poszukać suchych gałęzi. Chodził powoli, schylając się ciągle i podnosząc jeden, lub dwa patyczki. Długo przemierzał mały zagajnik, dopóki nie znalazł wystarczającej ilości chrustu. Gdy miał już ręce pełne gałązek wrócił do groty. Dziewczyna nadal spała twardym snem, ale wiedział,  że ciągle żyje. Uklęknął na środku jaskini i zaczął układać drewienka w mały stosik. Zawsze był dobry w układaniu ognisk, więc nie miał z tym większego problemu. Wyszedł jeszcze na chwilę po coś w rodzaju podpałki w postaci mchu i suchej trawy. Kiedy ułożył już wszystko, sięgnął po zapałki i powoli zaczął podpalać malutki wigwam. Nie zajęło mu to dużo czasu, i już po chwili całe skalne pomieszczenie było oświetlone. Jaden przyjrzał się dziewczynie. Cała była w zaschniętej krwi; jej nogi były nią umazane, ręce, twarz i sukienka, a włosy zlepione były posoką. Ciężko było nawet stwierdzić czy jest ładna, czy brzydka, jaki ma kolor włosów czy skóry, a nawet w jakim jest wieku. Przypomniał sobie o strumyku przepływającym przez polanę, więc wyjął dwie szmatki z plecaka i bukłak, niestety pusty. Wybiegł z jaskini i szybkim krokiem podbiegł do potoku. Zanurzył manierkę w lodowatej wodzie i zaczął ją powoli napełniać. Ręka mu drżała, a włosy stawały dęba, ale nie wynurzył jej dopóki łagiew nie była pełna. Zakręcił ją i wrócił do groty. Kucnął przy kobiecie i zmoczył szmatkę zimną wodą. Delikatnie przemył nią jej rany na nogach i rękach. Krew schodziła powoli i ciężko, ale w końcu na jej kończynach widoczne były tylko różowe i czerwone ślady, jedne większe, inne mniejsze. Potem przetarł jej twarz. Była piękna. Nigdy nie widział kogoś piękniejszego, ani mężczyzny,a ni kobiety. Była chyba trochę młodsza od niego, ale nie był tego pewny. Tylko jej włosy były nadal ubrudzone, więc delikatnie wylał na nie resztę wody i wytarł je. Były tak czarne, jak jej krew, a otaczając jej twarz wilgotnymi splotami sprawiały, że wyglądała jeszcze wspanialej. Sukienki w ogóle nie ruszał,  w końcu nie znał tej dziewczyny. Sam usiadł przy niej i zaczął przemywać własne rany, których było zdecydowanie mniej. Nagle kobieta poruszyła się z cichym jękiem. Jaden od razu odrzucił ręcznik i schylił się nad nią.
-Dobrze się czujesz?- zawołał cicho patrząc na nią z nadzieją
-Gdzie jestem?- zapytała niemrawo dotykając dłonią głowy
-Zostaw- syknął siłą unieruchamiając jej rękę wzdłuż jej ciała -Jeszcze nie opatrzyłem
Patrzyła na niego jak na wariata.
-Ty mi czegoś zabraniasz?- zapytała. Chciała to powiedzieć wyzywająco, ale była zbyt słaba.
-Tak- uśmiechnął się do niej kwaśno, wyjmując bandaże z kieszeni płóciennej tuniki. -Nie ruszaj się-
Mimo jej miny sugerującej, żeby się odwalił, zaczął powoli obwiązywać jej rany. Najpierw jedną większą, na łydce, a potem ta na głowie. Gorszych nie miała, tylko zadrapania i siniaki.
-Poczekaj- wyszeptała- Czy twoja krew dotknęła mojej krwi?- zapytała. Ciągle miała zamknięte oczy. Żałował tego, bardzo chciał zobaczyć jakiego są koloru.
-Tak, to bardzo możliwe.- odparł rwąc opatrunek w poprzek.
Dziewczyna otworzyła oczy. Były czarne. Czarne jak węgiel, jak noc, jak najgłębsza morska toń. Piękne.
Z jej równie wspaniałych ust wydarło się przekleństwo, w ogóle nie pasujące do jej delikatnej osoby.

~~~~~~

Hej, kochani ;* Dzisiaj nie mam dla Was żadnego obrazka, przepraszam. Nie to, że nie mam weny, tylko po prostu jakoś tak... Obiecuję, że do następnego rozdziału dodam dwa :)
A to na razie wszystko, mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba :)
Nie bójcie się mnie skrytykować, bo uzasadniona krytyka jest milion razy lepsza niż fałszywe pochlebstwa :)
Zapraszam na mojego drugiego bloga: onlymydreamsss.blogspot.com

Do zobaczenia :)

czwartek, 18 lipca 2013

hej hej hej

Do wszystkich, a w szczególności do potterowca :)
Piszcie w komentarzach co Wam się nie podoba, przeszkadza, drażni, abym mogła to poprawić! Wtedy będę pisała (mam nadzieję) lepiej

Pozdrowienia, i dzięki za wszelkie uwagi :)

Rozdział 4

*Tenebre to po włosku znaczy ciemność (tak tylko tłumaczę :D)

Niechciana pomoc


Lubił ciemność. W niej się wychował, w niej się zakochał. Nie tolerował światła. Mógł w nim żyć , ale nie cierpiał go. Dobrze, że na ziemi panuje teraz sześciodniowa noc, idealny czas na łowy. Wizja kolejnego, krwawego polowania sprawiała, że z ust nie schodził mu drapieżny uśmiech.
-Athanielu?- zapytał ktoś cichym, zmysłowym szeptem. Mężczyzna odwrócił się powoli.-tak okropnie wyglądasz bez skrzydeł- jęknęła kobieta, która weszła przed chwilą do jego zbrojowni.
-Nie mogę się wyróżniać, Tenebre- odparł przesuwając dłonią po talii dziewczyny.
-Nie rozumiem po co zniżasz się do poziomu tego robactwa.- zachmurzyła się jak dziecko zarzucając mu ręce na szyje.
Mężczyzna przyjrzał się Tenebre bardzo uważnie.
Była niewątpliwie piękna. Miała czarne włosy do samej ziemi, a w nich bordowe pasma, dodające jej grzywie nienaturalnego połysku. Miała doskonałą figurę; długie nogi, wspaniałe wcięcie w talii i idealny zarys biustu. Miała też przedziwne, jaśminowe oczy, które zawsze przyprawiały go o dreszcze.
-To przyjemność zapolować na któregoś z tych śmieci- odpowiedział kładąc drugą dłoń na jej karku.
-Więcej przyjemności sprawiłoby ci zostanie ze mną.- wyszeptała mrużąc oczy w sposób, który uwielbiał.
Wplątał palce w jej włosy i przyciągnął ją do siebie brutalnie. Pożądał jej teraz bardziej niż kogokolwiek i czegokolwiek. Nie kochał jej. Demony nie kochają, tylko pragną. Pragną i dostają to, czego chcą.
Całował ją w okrutny sposób, sposób zdobywcy. Tak, tak się czuł. Jak sportowiec zdobywający kolejne trofeum. Nagle przerwał pocałunek i odepchnął ja od siebie tak, że demonica zatoczyła się.
-Nie teraz, Tenebre.- warknął powracając do ostrzenia jednego z wielu swoich mieczy. Szczęk metalu uspokajał go i wywoływał na jego twarzy uśmiech.
-Ale dlaczego?- zapytała głosem zawiedzionego dziecka. Podeszła do niego od tyłu i objęła go w pasie składając na jego szyi pocałunki. On jednak pozostał niewzruszony.
-Tenebre!- krzyknął rozzłoszczony, aż ta odsunęła się od niego z pośpiechem-Wyjdź stąd!- wrzasnął
Nie odwrócił się nawet, ale usłyszał jak zmysłowa kobieta biegnie szybko do ciężkich drzwi, które otwiera z cichym skrzypnięciem. Odetchnął ciężko. Chciał być teraz sam, chciał skupić się na przygotowaniach.
Chciał być pewny, że jest doskonale przygotowany na najwspanialsze łowy jego życia.

***

Jasne światło oślepiło Jadena. Ciemne chmury rozstąpiły się, a z nich rozlało się blade światło. Mrugając, próbował przyzwyczaić oczy do jasności, jednak nic nie zobaczył. Usłyszał tylko mrożący krew w żyłach krzyk, którego miał już nigdy nie zapomnieć.

***

Młoda anielica nie krzyczała, nie płakała, nie dawała żadnych oznak życia. Stała ze spuszczoną głową, a włosy zakrywały jej twarz, więc nikt nie widział, że maluje się na niej niepasująca do tej sytuacji determinacja. A okoliczności nie były zbyt ciekawe. Zsiedlenie Vianeli ściągnęło mnóstwo innych aniołów, chcących zobaczyć wykonanie kary na dziewczynie. Ubrana w krótką, białą sukienkę nie czuła się komfortowo. Mimo, iż wyglądała ładnie (tak! Myślała o tym w chwili swojego skazania, bo co? Nie można?), to zdecydowanie wolała nosić spodnie. Były bardziej wygodne i praktyczne.
-Vianelo!- zawołał ten sam mężczyzna, który ją skazał. Wypadałoby podnieść głowę, żeby nie było, że nie ma szacunku. Jak pomyślała, tak zrobiła, i po chwili stała wyprostowana, patrząc w oczy mężczyzny z buzdyganem. To chyba mu się nie spodobało, bo zmarszczył brwi i spojrzał na nią złowrogo.
-Za chwilę zostanie wykonana na tobie kara. Czy przed zsiedleniem chcesz coś jeszcze powiedzieć?- zapytał patrząc w jej czarne jak węgiel oczy
-Tak- odparła z uśmiechem błąkającym się na jej wargach -Walcie się!- zawołała radośnie, wskakując swobodnie do ciemnej dziury w środku sali. Wszyscy zebrani krzyknęli oburzeni, gdy ta już spadała na ziemię.
Lecąc w dół, czuła, jak jej skrzydła się rozpadają, a ona zaczęła odczuwać strach. Nic dziwnego, że z jej ust wyrwał się krzyk, który przeraził ją jeszcze bardziej. Spadała szybko, rozpędzając się coraz bardziej i bardziej, miała jednak wrażenie, że trwa do całe klepsydry jak nie dłużej. Cały czas włosy chłostały ją po twarzy, a zimne powietrze wlewało się w płuca sprawiając, że nie mogła złapać tchu. 
Nagle wszystko się skończyło.



***

Gdy oczy Jadena mogły już coś dostrzec, zobaczył świetlistą kulę spadającą na ziemię. Niebo zamknęło się znowu, a wszystko skąpało się w ciemnościach. Gdzieś, parę metrów od niego coś gruchnęło ciężko, wywołując u niego śmiertelne przerażenie, a jego serce na chwilę się zatrzymało. Gdzieś, w ciemnościach coś lub ktoś jęknął głośno. Zapalił świecę i zawiązał jeszcze raz przepalony wcześniej bandaż na ręce.
Podniósł się powoli z ziemi i przeszedł chwiejnym krokiem parę metrów, oświecając sobie drogę lampą. Całe jego ciało przechodziły dreszcze, więc jasne plamy światła wylewające się z jego latarni skakały po wszystkich drzewach, krzewach i kamieniach. Przeszedł powoli między drzewami kierując się cichymi jękami. Nagle wyszedł na maleńką polankę otoczoną drzewami, a przez nią przepływał cienki strumyczek.
Jednak nie to go zaskoczyło. Zaszokowało go to, co leżało na środku polany. W samym jej sercu spoczywała dziewczyna w białej sukni i długich, czarnych włosach. Nad nią latało mnóstwo jasnych piór, które powoli opadały na ziemię. Wyglądała jak zestrzelony z nieba piękny łabędź, który pokaleczony opadł na ziemię. Nagle dziewczyna zajęczała i obróciła się powoli na drugi bok. Krwawiła z kilku miejsc, brocząc czarną krwią ziemię. Niewiele myśląc, Jaden uklęknął przy niej i obrócił ja na plecy. Wiedział jednak, że był to głupi pomysł, gdyż na jej twarzy odmalował się grymas bólu.
-Odwal się, idioto.- warknęła cicho, jednak po chwili syknęła z bólu.
-Chciałabyś, mała- odparł przemywając mniejsze z jej ran wodą
Miała nadal zamknięte oczy, zaciśnięte z powodu cierpienia. Jej krew plamiła jego ręce z taką szybkością, że miał wrażenie, iż ona umiera na jego oczach. W geście desperacji podwinął rękawy, zamknął oczy i uniósł ręce nad dziewczyną. Próbował się odprężyć, jednak słysząc jej nieustające jęki nie było łatwo. W końcu mu się udało, i wyczuł moc znajdującą się gdzieś w nim.
-Vaischen- zawołał, nawet nie wiedząc czemu. Czuł, że to dobre zaklęcie i tyle. Otworzył oczy ale zaraz tego pożałował, gdyż z jego dłoni wystrzeliło ostre, błękitne światło, które zalało całą okolicę, po raz drugi go oślepiając. Po chwili od ciała dziewczyny, na wszystkie boki uderzyła fala energii, odrzucająca Jadena w tył i sprawiająca, że wszystkie drzewa zatrzęsły się pod naporem mocy. Chłopak nie miał pojęcia, jak potężnego zaklęcia właśnie użył, o tym miał dowiedzieć się dopiero w przyszłości.
-Udało się?- zapytał sam siebie z nadzieją w głosie.
Odpowiedziało mu milczenie.

~~~~~~

Hej, ten rozdział dłuższy niż zwykle :) Kolejnym gratisem jest rysunek zrzucanej z nieba Vii, oby Wam się spodobał :) Dzisiaj w sumie nie mam Wam wiele do powiedzenia, no może tyle, że zapraszam na mój drugi blog: onlymydreamsss.blogspot.com

I to chyba tyle. Cieszę się, że jesteście, że czytacie, że komentujecie. To dla mnie na serio wiele znaczy ;*


środa, 17 lipca 2013

Rozdział 3

*tak dla wyjaśnienia powiem Wam, że Via (anielica, przedstawiłam ją jako jedną z bohaterek) to zdrobnienie od Vianeli.


To chyba jakiś żart

-Jesteście szaleni!- krzyknęła dziewczyna potrząsając kajdanami zamkniętymi na jej przegubach z miną niewróżącą niczego dobrego. 
-Odezwała się- powiedział ktoś szeptem, jednak w sali z dobrą akustyką wszyscy usłyszeli i wyrazili aprobatę. Dobrze zbudowany mężczyzna stojący na podwyższeniu zmarszczył brwi i uderzył trzymanym w ręce buzdyganem o marmurową posadzkę. 
-Cisza!- zawołał przebijając się ponad szmery i przyciszone dyskusje
Wszystkie piękne twarze zwróciły się w stronę mężczyzny, którego skrzydła rozłożyły się w złości. 
-Vianelo?- zapytał poruszając delikatnie skrzydłami -Nie masz nic na swoją obronę?- zapytał patrząc surowo na skutą dziewczynę z opuszczonymi skrzydłami.
-Byłam pijana.- wyszeptała patrząc wyzywająco na wszystkie zgromadzone postaci, które z nerwów wprawiały swoje wielokolorowe skrzydła w ruch. Większość młodych prychnęła cicho.
-To takie ludzkie- syknęła piękna, młodziutka kobieta- Takie przyziemne.
-Bycie pijaną to żadne wytłumaczenie!- krzyknął wspaniały mężczyzna będący w sile wieku
-Spoufaliłaby się z tym Szlamem nawet gdyby była trzeźwa!- wrzasnął przystojny chłopak niskim barytonem.
Jego mocny głos odbił się od ścian i wywołał ogólny rozgardiasz na sali.
-Cisza!- zawołał po raz drugi, robiąc młynka buzdyganem. 
Całą komnatę znów wypełniło milczenie.
-Vianelo, czy to wszystko?- warknął patrząc na nią
-Mogę jeszcze powiedzieć, że miał niezły tyłek.- prychnęła sarkastycznie, potrząsając kajdanami- To dobra wymówka.-
Cała sala wypełniła się udawanymi odgłosami oburzenia. Via nie wiedziała o co tyle krzyku. Przespała się z człowiekiem.  No i? Fajnie wyglądał, dobrze zbudowany, miał śliczne złote włosy. O co chodzi?
Oni też nie powinni udawać takich cnotliwych, skoro nimi nie byli. 
-Czy to wszystko?- zapytał mężczyzna na podwyższeniu
-Mogłabym coś jeszcze opowiedzieć, ale oszczędzę wam tego i owego- odparła lekceważąco dziewczyna poprawiając łańcuchy okalające jej nogi.
-Zostajesz skazana na zsiedlenie- powiedział powoli, dobitnie.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i usta, a jej skrzydła uniosły się do góry i zadrżały.
-To chyba jakiś żart.- jęknęła -I to bardzo nie na miejscu
-Zsiedlenie nastąpi jeszcze dziś, za sześć klepsydr.- odparł patrząc zimno w czarne oczy przerażonej dziewczyny
-Dajcie mi jeszcze szansę!- zawołała zrozpaczona
-Miałaś już swoje szanse.- warknął zimno uciszając tłum- Na tym koniec.
Dziewczyna zaczęła krzyczeć i szamotać się, machać rękoma i nogami.


-Zabierzcie ją stąd. Zakończam zebranie.- powiedział głośno, tak, aby każdy usłyszał
-Nie!- wrzasnęła -Nie możecie mi tego zrobić!- wyrywała się i trzepotała szybko skrzydłami, gdy trzech mężczyzn próbowało wywlec ją z sali. Wszyscy zebrani powoli wstawali i wychodzili rozmawiając i wymieniając między sobą opinie. Tylko jeden, starszy mężczyzna skierował się ku człowiekowi z buzdyganem.
-Abrazjelu?- zapytał cicho, nie patrząc człowiekowi na podwyższeniu w oczy
-Lawianie? O co chodzi?- warknął cicho przeszywając go spojrzeniem
-Mogę porozmawiać z Vianelą przed jej zsiedleniem?- wyszeptał
Mężczyzna zastanowił się nad prośbą dawnego przyjaciela
-Wiem, o co chcesz ją prosić- wyszeptał
-Nie wiesz- wychrypiał Lawian
Ten, który skazał Vianelę na zsiedlenie zdziwił się
-Dobrze- odparł- Idź
Mówiąc to palcem narysował na dłoni Lawiana znak, który umożliwiał wejście do celi
-Dziękuję- wyszeptał i obrócił się, by chwile potem biec w stronę klatek. Przebiegł pod pierwszą, uniesioną kratą. Była ciężka, wykonana z stali i łez księżyca, którą podniesiono specjalnie dla niego. Skręcił w jeden z korytarzy i dobiegł do niskich, złotych drzwi lśniących słabym blaskiem.Spojrzał na znak na jego dłoni i  dotknął jednego z prętów. Ciężkie drzwi otworzyły się z przeciągłym zgrzytem pod jego dotykiem Na środku celi leżała młoda, zapłakana dziewczyna.
-Posłuchaj mnie- powiedział cicho.
Dziewczyna podniosła głowę ukazując zapuchnięte oczy 
-Ty pomożesz mnie, a ja tobie
-Jak?-zapytała przez łzy
-Znajdziesz kogoś i będziesz go chronić- odparł podchodząc do niej bliżej.
Kucnął tak by jego twarz była na równi z buzią młodego więźnia
-Kogo, mam, znaleźć?- zapytała jąkając się
-Jadena. A wtedy ja, pomogę ci tu wrócić.

***
Jaden chodził teraz wolniej, ciągle masując ramię. Ciągle nie był pewny co myśleć o głosie w jego głowie. Nie wiedział, czy była to jego wyobraźnia, czy faktycznie ktoś niezbyt mu przychylny siedział w jego umyśle, aby zmącić jego zmysły. Nie wiedział tego. W sumie, nawet niech chciał tego wiedzieć. Miał tylko nadzieję, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy. Nagle w nieprzeniknionej ciemności rozbłysło światło, które poraziło jego nieprzyzwyczajone oczy. Upadł na ziemię, zasłaniając oczy. TO było dziwne.


~~~~~~
Hej, to znowu ja :) Mam nadzieję, że podoba Wam się dzisiejszy dodatek w postaci wizerunku Vii (Vianeli). Trochę się nad nim namęczyłam, bo nie potrafię rysować skrzydeł xD      Ten rozdział był chyba dość długi  jak na mnie, mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Dobra, to chyba tyle :)
Acha, chyba nie muszę mówić (ZNOWU), żeby nie kopiować moich nieudolnych obrazków. Następny rozdział chyba ukaże się później niż zwykle, bo muszę zająć się też moim drugim blogiem (onlymydreamsss.blogspot.com)

Jak czytacie, to komentujcie. Wiele was to nie kosztuje, za to ja się od razu uśmiecham :)                                                        

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 2

W ciemnościach łatwo skręcić kark

Jaden szedł powoli, oświetlając sobie drogę lampą przygotowaną przez jego matkę. Chłopak nie był głupi, od sześciu lat, zaraz po wyjściu z domu wiązał sobie na nowo szmaty na dłoni. W dni przejścia nie wiadomo, co zstąpi na ziemię, co wyjdzie spod niej, co zaatakuje. Wiadomo za to, że kogoś choćby na pozór zwykłego zabije  się z mniejszą przyjemnością, niż nie wiadomo jakiego pochodzenia chłopaka. Jaden nie bał się, znał się trochę na pradawnej magii, która w razie większego problemu mogłaby uratować mu życie. Kolejna, nienormalna rzecz. Deluńczycy od dziewięciu pokoleń nie znali się na magii. Nie pamiętali jej, wiedza o niej przepadła po wojnie, wraz ze starszyzną, księgami i magami. On jednak, jedyny ciemnowłosy chłopak w Delunie, posługiwał się magią w naturalny, niewymuszony sposób.


Minął właśnie pierwsze drzewo, co oznaczało, że zbliżał się do lasu wokół jeziora. Lubił to miejsce nawet w normalne, jasne dni. Teraz nabierało mrocznego charakteru. Zacienione drzewa wyglądały niczym powyginane, dzikie zwierzęta czyhające  na  głupców zapuszczających się do lasu. gdzieniegdzie błyskały czerwone oczy nietoperzy, wprawiające w jeszcze większe przerażenie. Jaden przebiegając między drzewami deptał liście i potykał się o wszystkie wystające gałęzie i sterczące z ziemi patyki. Gdy nie utrzymał równowagi po raz kolejny, upadł, uderzając głową o ziemię usłaną kamieniami.
Syknął cicho ocierając dłonią czoło. Wyczuł pod palcami gęstą ciecz sączącą się z rany tuż pod linią włosów. Zaklął i podniósł się powoli do pozycji klęczącej. Upadając zagasił lampę dłonią i czuł teraz pulsujące oparzenie w miejscu jego znamienia w kształcie skrzydła. Podniósł rękę, ale zamiast zarysu palców w ciemnościach zobaczył przepalone bandaże i świecące bladym  światłem piętno. TO go zdziwiło. Jego znak nigdy nie świecił, bo to byłaby kolejna dziwna rzecz. Patrzył tak na swoją dłoń z głupim wyrazem twarzy, nie zapalając nawet lampy.
~Powinieneś być ostrożniejszy~ odezwał się cichy głos. Głos w jego głowie. Jaden wiedział, że to nie dobrze. Głosy w głowie to nic dobrego. Albo je zlekceważy, albo zacznie nawoływać tajemniczego właściciela głosu. Wybrał bezpieczniejszą opcję.
~To, że mnie zignorujesz, nie znaczy, że zniknę~ wyszeptał znowu męski głos
-Kim jesteś?!- Jaden nie wytrzymał i krzyknął obracając się szybko wokół własnej osi ciągle siedząc
~To straszne nie wiedzieć, kto jest w twojej głowie, prawda?~  mężczyzna zaśmiał się szyderczo 
Chłopak wstał szybko, ale nadepnął jedną nogą na pasek torby przewracając się znowu. Tym razem całe zderzenie z ziemią przyjęło ramię, teraz boleśnie wykręcone.
~Uważaj~ wyszeptał miękki, męski baryton ~W ciemnościach łatwo skręcić kark~
Zaśmiał się i umilkł, zostawiając okaleczonego Jadena na ziemi

***

Athaniel szykował się na polowanie ze zwykłą u siebie starannością i rozwagą. Broń dobierał w cichym skupieniu z zimnym wyrachowaniem. Nie brał nigdy rzeczy, które MOGŁYBY się przydać, tylko rzeczy, które NA PEWNO się przydadzą. Nigdy też nikt nie pomagał mu w przygotowaniach. Pomoc postronnych jest bezsensowna, jeżeli sam rusza łowy. Ważne jest tylko to, czego on potrzebuje. A potrzebuje głowy tego   
zuchwałego głupca.


~~~~~~

Hej, chyba po każdym rozdziale będę dodawała taki mały komentarzyk od siebie :)
W tym rozdziale daję Wam w gratisie wizerunek Jadena mojego nieudolnego zresztą, autorstwa. Mam nadzieję, że nie muszę mówić Wam o tym, że nie życzę sobie jego kopiowania, przesyłania dalej. Jeżeli ktoś by BARDZO chciał go sobie skopiować, to niech do mnie tu napisze, może się zgodzę :)
A tak poza tym, mam nadzieję, że podoba Wam się nowa playlista, to moje ulubione kawałki. 
Dobra, nie będę już przynudzać. Komentujcie i wbijajcie tez na mojego drugiego bloga: onlymydreamsss.blogspot.com

Komentujcie i dawajcie swoje blogi to tam wbiję i napiszę coś miłego :)


poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 1

Jestem inny
Na Delunie nadeszły dni przejścia co dla jej mieszkańców oznaczało tyle, że przez następne sześć dni będzie panowała wszechobecna ciemność. Wtedy z domów wychodzą tylko głupi i zdesperowani. No i Jaden. Jaden był synem rolnika jak wielu tutejszych młodych chłopców. Jednak on był trochę inny. "Trochę" to mało powiedziane. On był ZUPEŁNIE inny. Odznaczało się to na przykład w jego wyglądzie. Wszyscy Deluńczycy mieli jasne, złote włosy i błękitne oczy. Byli dobrze zbudowani i z natury wysportowani, zapewne przez lata spędzone na pracy w polu. Jaden był inny. Miał ciemne, prawie czarne włosy i niesamowicie modre oczy. Wyróżniał się jeszcze czymś. Każdy z tubylców rodził się ze znakiem na ramieniu, znakiem odpowiadającym danej rodzinie. Wealowie mieli rybę, Tandajeowie mieli węża i tak dalej. Jaden powinien mieć na przedramieniu otwarte oko, jak reszta jego licznej rodziny. On miał na wewnętrznej stronie dłoni wytatuowane skrzydło. Cokolwiek to znaczyło, nie było normalne.


Ale przestał się nad tym zastanawiać jakieś dwanaście lat temu, przyzwyczaił się po prostu do swojej odmienności. Teraz nie mógł się doczekać dni przejścia. Jedynych dni w roku, kiedy czuł się sobą. Na co dzień musiał na przykład mieć dłoń przewiązaną szmatami, aby nikt nie widział jego znamienia. W dniach przejścia rozwiązywał rzemienie, przestawał farbować włosy. Był sobą. Jutro miał nadejść dzień, kiedy będzie mógł wyjść z domu by być takim, jakim chce. Co z tego, że tylko przez sześć dni. Do tego przygotowywała go matka. Zawsze w milczeniu rozwiązywała mu bandaż z dłoni, szykowała jedzenie i lampę ze świecą w środku. Ona jedna wiedziała, czemu Jaden był inny niż reszta. A tego nie nigdy mu nie powiedziała.  Nie chciała, to były zbyt wstydliwe fakty z jej przeszłości, które nawiedzały ją w snach niczym duchy. Jedyne co jej zostało, to wypuszczać go na sześć dni w ciemność i modlić się o to by tym razem nie wrócił. Nie było by Jadena, nie byłoby przeszłości, nie byłoby koszmarów. Jednak on zawsze wracał, zawsze odnajdywał właściwą drogę do domu. Teraz układała mu w płóciennym worku świece i zapałki nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Reszta jego rodziny wraz z ojcem zamknęła się w pokoju i czekała na matkę, która w pośpiechu pakowała syna. Jaden tym czasem w kącie kuchni rozwiązywał szmaty z dłoni powoli i z namaszczeniem. Jego włosy już miały swój naturalny, hebanowy kolor, przysłaniany na co dzień złotą farbą do malowania drewna. Jego matka miała nadzieję, że po paru latach farbowania tak mocnym środkiem jego włosy zblakną, jednak myliła się. Były tak samo ciemne jak w dniu jego narodzenia. -Już- przerwała ciszę matka chłopaka podając mu materiałowy plecak -Możesz iść- wyszeptała
Co roku żegnała go w ten sam, pozbawiony wszelkich uczuć sposób.
-Do zobaczenia, matko.- odpowiedział jak zawsze
Ona nigdy nie odpowiadała mu "do zobaczenia", lub "obyś wrócił". Zawsze dawała mu zapaloną lampę i otwierała szeroko drzwi nie patrząc na syna. Jaden wyszedł w ciemność, nie oglądawszy się za sobą. Jego matka szybko zatrzasnęła drzwi i zaryglowała je na trzy zamki, po czym upadła na kolana i złożyła ręce w błagalnym geście.
-Aniele- wyszeptała- Aniele niech on nie wróci, niech zostanie tam, gdzie zajdzie. Niech będzie tam szczęśliwy.- po zakończeniu modlitwy wstała, zgasiła światło, i weszła do pokoju w którym czekała na nią rodzina.


***


Ta kobieta jest niezwykle głupia- pomyślał mężczyzna gładząc smukłymi palcami czarne pióra umocowane u jego skrzydeł.
-Myśli, że któreś z nas by go oszczędziło?- zaśmiał się cicho, a w jego czarnych jak węgiel oczach pojawił się  mroczny błysk -Bo ja na pewno tego nie zrobię.- wyszeptał z drapieżnym uśmiechem.
Wstał powoli, majestatycznie i chwycił długi miecz, którego ostrze zalśniło niebezpiecznie.
-Polowanie rozpoczęte- zaśmiał się, ukazując śnieżnobiałe zęby. 

Wprowadzenie i bohaterowie

Ludzie zawsze stawiają nad sobą kogoś, kto miałby ich chronić i im pomagać. Mogą to być duchy, bogowie, driady, elfy czy jak w przypadku Deluny, aniołowie. To głupie i prymitywne, ponieważ tak naprawdę nie mają pojęcia do kogo się modlą, kogo ubóstwiają. Przecież te idealne istoty mogą okazać się kimś złym, kimś z ich najgorszych koszmarów. Mieszkańcy Deluny przekonają się o tym już niebawem. A zwłaszcza pewien młody chłopak. Bo czy to zawsze mężczyzna o nadprzyrodzonych zdolnościach ma ratować głupią i naiwną panienkę, w której się z niewyjaśnionych przyczyn zakocha? No nie tym razem. Oj nie.




Bohaterowie 



Jaden (Armando)
Młody chłopak mieszkający na Delunie, inny niż wszyscy jej rdzenni mieszkańcy.
 Różni się wyglądem jak i charakterem. W jedną noc całe jego życie się zmieni . 
Czy na gorsze, czy na lepsze, to się dopiero okaże.

Via
Zrzucona z nieba anielica. 
Powiedziałabym więcej, ale stracilibyście element zaskoczenia , a tego nie chcemy :)

Athaniel
To także anioł.
I znowu nic więcej nie powiem :)

Neya
Bogini przyrody, taka Matka Natura, zapomniana przez wyznających 
anioły Deluńczyków. Zła i zrezygnowana z tego powodu mieszka samotnie,
w lesie, jak najdalej od ludzkości, która ją odrzuciła.

On (Arabesco)
Zbuntowany mężczyzna tułający się po świecie. Jeśli chodzi o geografie Deluny,
 nikt nie wie o niej więcej niż on. Jego jedynym minusem jest permanentne naćpanie,
które wkrótce okaże się całkiem przydatne i pożądane.


W ciągu trwania opowieści pojawi się oczywiście więcej postaci, ale na razie przedstawiłam Wam te główne :)