sobota, 10 sierpnia 2013

Zawieszenie

Jak głosi tytuł zawieszam tego bloga. Ale nie martwcie się (o ile to czytacie xD). Zawieszam go do początku roku szkolnego, bo na razie mam ciekawsze rzeczy do roboty, a zresztą mam słomiany zapał :).
Ale obiecuję Wam, że jak wejdziecie tu drugiego września, to rozdział będzie. Możecie trzymać mnie za słowo :). Do zobaczenia, kochani!

wtorek, 6 sierpnia 2013

Hej hej hej :)

Kochani moi powiem Wam, że być może jeszcze dziś pojawi się na tym blogu nowiutki szablon na który czekam z wytęsknieniem już od jakiegoś czasu. Szablon ten jest wspaniałym dziełem, które wyszło z głowy December z  Wyimaginowanej Grafiki. Szablonik, który jest obecnie na blogu jest przepiękny, ale ten będzie taki bardziej z myślą o moim opowiadaniu i o Was!
Mam nadzieję, że Wam się spodoba a tu będziecie mogli napisać opinie na jego temat!



Rozdział niedługo. Na razie nie mam weny ani czasu, co spowodowane jest moim stażem w pewnej ocenialni (http://shiibuya.blogspot.com/), ale obiecuję Wam, że nie zaniedbam ani Was ani bloga.

Pozdrowienia!

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 10

Chyba długo mnie tu nie było... przepraszam Was za to, to był chwilkowy zastój spowodowany kontemplowaniem mojej weny i pomysłów. Na moje szczęście przemyślenia te przyniosły dobre efekty ^^
No to co? Nie będę dużej przynudzała tylko dodam w końcu ten rozdział XD

<***>

Nadchodzi pani Śmierć

Via szła od paru klepsydr z Armando ramię w ramię, co wcześniej było by ujmą dla jej godności. Jednak nie teraz. Teraz, mimo że próbowała myśleć o nim jak o ciężarze, była w głębi duszy szczęśliwa, że on idzie obok niej a nie ktoś inny. Swoją drogą to dziwne, że spotkała tu kogoś w Dni Przejścia. Przecież ludzie, zresztą słusznie, panicznie boją się tego czasu. To czas, w którym zaciera się granica między światem ludzi a aniołów, można się między nimi przemieszczać, jeżeli oczywiście się potrafi. Powinno ją to zaniepokoić. Przekrzywiła głowę aby kątem oka spojrzeć na tajemniczego, na swój sposób, chłopaka. Przyjrzała mu się z uwagą. Nie wyglądał jak człowiek. Co to, to nie. Miał ciemne, a nie złote włosy. Był też za wysoki i jakby... zbyt przystojny? Tak, to chyba dobre określenie. Był zbyt przystojny jak na zwykłego człowieka, zbyt urodziwy. Potrząsnęła głową i spojrzała znów na swoje stopy szybko przemieszczające się po podłożu.
Powinna się go o wszystko wypytać, ale niby jak? Zerknęła na niego jeszcze raz. Tym razem przyłapał ją na tym, sprawiając, że jej twarz oblała się czerwienią. Pierwszy raz w swoim długim życiu się zarumieniła.
Czuła na sobie jego wzrok, ale nie odpowiedziała mu tym samym tylko poprawiła włosy. Widząc to parsknął śmiechem, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi. Rzuciła na niego okiem jeszcze raz, i tym razem wytrzymała jego spojrzenie. Mimowolnie uśmiechnęła się i poczekała na jego reakcję. Ta była zaskakująca. Podszedł do niej bliżej i dotknął palcami jej delikatnej dłoni. Nie widząc jej sprzeciwu, szybkim ruchem splótł ich ręce i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Ona znowu oblała się czerwienią i odwróciła głowę. Nie wyrwała ręki z uścisku. Nagle jej czaszkę przeszył straszny ból, a ona sama upadła, ciągnąc za sobą Armando. Jej wewnętrzne światło zgasło, a wszystko w okół utonęło w nieprzeniknionych ciemnościach. 
Chłopak krzyknął cicho gdy oślepiony upadał obok niej na kolana.
-Via?!- krzyknął jeszcze zanim doszedł do siebie-Via, co się stało?!
-Wyczuwam śmierć...- wycharczała i wygięła się w łuk.Przez jej ciało przechodziły konwulsyjne drgawki, a z jej ust zaczęła płynąć czarna krew. Armando podłożył pod jej kark rękę i podniósł odrobię jej głowę. Jego dłonie szybko zabarwiły się czarnym kolorem jej posoki. 
-Via...- wyszeptał, gdy ta zaczęła bezwładnie osuwać się na ziemię.

~~~~~~

Athaniel biegł szybko, nisko przy ziemi, aby nie umknął mu żaden trop. Teraz wyglądał bardziej jak zwierzę niż boska istota. Zresztą, nie był nią już od dawna. A konkretniej od czasu Buntu. W jego umyśle znów pojawiły się kałuże krwi, głównie złotej lecz i czarnej wiele się przelało, powyginane skrzydła i ciała na posadzce. Przepiękny widok. Napawający wizją nowego świata, lepszego świata. I wtedy pojawił się on. Głupiec o dwóch, złotych pucharach. Athaniel prawie się zatrzymał z wściekłości. Chociaż to zdarzenie miało miejsce dwadzieścia lat temu, ból i nienawiść nadal były żywe i aktualne. Nigdy nie wybaczy temu zuchwalcowi, nigdy! Poniesie za to konsekwencje. A raczej jego bękart. Na tę myśl Ahaniel przyśpieszył i błysnął zębami w uśmiechu.

~~~~~~

Kamina siedziała na środku izby. Matka wysłała ją, aby przyniosła jedzenie dla rodziny kryjącej się w azylu. 
Gdy w pośpiechu wyjmowała ze schowanka w podłodze dżemy, coś głucho uderzyło na zewnątrz. Dziewczyna przeraziła się w pierwszej chwili, ale z natury była ciekawska i odważna, więc po chwili wstała drętwo i podeszła do okna. Mimo wielu zakazów ojca jak i matki, uchyliła okiennicę, aby zobaczyć, co było źródłem hałasu. W ciemnościach zobaczyła mężczyznę w snopie światła. Klęczał, ale tylko na jednym kolanie. Patrzyła na to szeroko otwartymi oczami. Nagle ten człowiek wstał i rozpostarł wielkie, czarne skrzydła. Były lśniące i przepiękne. Mężczyzna podniósł głowę ukazując czerwone jak rubiny oczy. Dziewczyna przeraziła się i zatrzasnęła okiennicę, ale czuła, że było za późno. On ją widział. Jego krwistoczerwone oczy osadzone w nieziemsko pięknej twarzy wypaliły dziury w jej duszy. Nagle drzwi z ogromnym hukiem wyleciały z zawiasów, wzbijając w górę tuman kurzu. Dziewczyna wrzeszcząc skuliła się i osunęła na podłogę. Zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się. Ktoś oderwał ręce od jej twarzy. Spojrzała w górę. Wiedziała, że zobaczy czerwone oczy. Nie myliła się. Po chwili poczuła ból w ramieniu, a potem już nic. Ciemność, w której majaczyła przewspaniała twarz krwiopijcy. Ostatnie, co widziała w życiu. 

~~~~~~

Bogini roześmiała się tylko widząc pierwszą ofiarę swoich dzieci. Nareszcie się dobrze bawiła, nareszcie było ciekawie.


środa, 24 lipca 2013

Hej, hej, hej :)

Mam nadzieję, że nie gubicie się w szalonym wytworze mojej zbyt wybujałej wyobraźni?
Tak pokrótce; Jaden w dni Przejścia wychodzi z domu, spotyka upadła anielicę, której przedstawia się jako Armando (tłumaczę, bo tego kawałka mogliście nie ogarnąć). Tak naprawdę ona szuka chłopaka, który ja uratował, ale nie wie, że Armando to Jaden. Za nimi rusza Athaniel, rządny krwi demon.


Wiem, że to głupie, że Wam to tłumaczę, w końcu swoje mózgi macie, ale stwierdziłam, że moja historia jest trochę porypana, a ja chcę, żebyście wszystko ogarnęli zanim zakręcę ją JESZCZE bardziej :)


Dzięki, że czytacie, ale jak czytacie, to komentujcie ;*

Rozdział 9

Życie boli bardziej niż śmierć

Armando miał teraz dużo więcej szacunku dla tej drobnej dziewczyny pewnie stąpającej przed nim. Czuł się też upokorzony. To ona uratowała go, a powinno być na odwrót. Jego męskie ego skurczyło się i chlipało cicho w głębi  jego umysłu powodując, że czuł się skompromitowany. A ona przyjęła to jako oczywistość, jakby wiedziała, że idąc z nim będzie musiała go bronić i ochraniać. Nie podobało mu się to. Nie tak powinno być. Porozmyślał by nad swoim upodleniem, ale był zbyt zmęczony. 
Nagle dziewczyna obróciła się i usiadła pod jakąś skałą. Odchyliła głowę do tyłu i oparła ją o skałę.
-Odpoczynek?- zapytał rzucając koło niej plecak.
Nie odezwała się nawet, tylko skinęła głową na 'tak'.
Usiadł obok niej tak, że dzieliła ich torba. Zamknął oczy i podkurczył nogi, o które oparł głowę. 
Siedzieli w takiej samej ciszy jak podczas wędrówki.
-Masz rodzinę?- zapytała nagle wprawiając go w osłupienie, myślał, że całą wędrówkę donikąd odbędą w tym mrożącym krew w żyłach milczeniu. Ale Via miała już w sobie coś z człowieka. Spadła z nieba wczoraj, ale już zaczynały się w niej budzić ludzkie odruchy; zmęczenie, potrzeba konwersacji, pragnienie. Nigdy nie będzie prawdziwym człowiekiem, ale będzie z każdym dniem się do nich przybliżać.
-Mam- odparł zdziwiony - Matkę, ojca i rodzeństwo.- popatrzył na nią zaciekawiony -A ty?-
Zapytał ją z miłym uśmiechem
-Mam brata i dwie siostry.- odparła, a jej odpowiedź zabrzmiała nadzwyczaj szczerze - A ty masz siostry, braci?- był zdziwiony tą nagłą chęcią rozmowy, ale jako że bardzo chciał poznać ja bliżej, ucieszył się. 
-Mam trzech braci i siostrę; Nanyiego, Karamuna, Veanego i Ebellin.- wymieniając ich imiona uśmiechał się, przypominając sobie ich twarze.
-Ja mam Henuela, Leeminę i Darlaen.- powiedziała uśmiechając się tylko przy wymienianiu imienia Darlaen. 
-Ile masz lat?- zapytał ją nagle Armando -Tak naprawdę?
Dziewczyna westchnęła.
-Nie jestem normalnym człowiekiem jak ty.- zaczęła- Nie chce mi się opowiadać kim jestem, chyba, że zadowoli cię odpowiedź, iż jestem kobietą z misją. Mam sto dwadzieścia cztery lata.- jęknęła cicho.
Armando patrzył na nią jak na wariatkę. Kim on jest? Zaczynał się jej bać. Naprawdę. Ale przecież czytał o magach żyjących po czterysta lat, o magach, którzy rodzą się w jednym celu, ze swego rodzaju misją na całe życie. Pewnie ta dziewczyna jest jedynym żyjącym magiem. No, nie licząc go. 
-To wspaniałe móc żyć tak długo.- wyszeptał
-Wspaniałe?!- zaśmiała się gorzko -Po pięćdziesięciu latach mojego życia miałbyś już dość!
-Co w twoim życiu jest takie okropne?- zapytał wstrząśnięty jej bezpośredniością.
-Widzisz, nuda po jakimś czasie zmienia się w głupotę, głupota w odrzucenie, a odrzucenie w ból i cierpienie.- nie zrozumiał za wiele z jej wywodu -Mimo że nigdy nie powinnam, raz byłam na krawędzi śmierci i życia. A teoretycznie jest to niemożliwe. I wiesz, co ci powiem?- zapytała odwracając się w jego stronę. Po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. -Życie boli bardziej niż śmierć.- powiedziała smutno, patrząc na swoje blade dłonie.
-Na prawdę?- zapytał przerażony, spoglądając na nią
-Tak- odparła jakby pytał ją o to, czy pójdą na obiad -Śmierć jest łatwa, delikatna. Przyjemna.- wyszeptała patrząc przed siebie, w jakiś nieokreślony punkt.
-Gdyby nas zabili, byłabyś szczęśliwa?- zapytał, wolno wymawiając każde słowo. Wiedziała, że chodzi mu o Nożowników.
-Nie- odparła z uśmiechem -Nie wiem czemu, ale chcę znaleźć tego mężczyznę i wrócić do domu.-
westchnęła.
Armando patrzył na nią chwilę, po czym podniósł plecak i przerzucił go na drugą stronę, żeby móc się do niej przysunąć. Nie wiedział, jak Via zareaguje, ale jedną ręką objął jej plecy, kładąc ręce na jej łopatkach, a drugą objął ją w tali i przytulił ją mocno.
Dziewczyna wstrzymała oddech, bo nikt nigdy jej nie przytulał. Całował, dotykał, ale nikt nigdy jej nie przytulił, tak po przyjacielsku. Nikt nigdy, przenigdy.
Ale po chwili się rozluźniła. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Może nie bezpieczeństwo, nie tego nie czuła, nie przy nim, ale ciepło i przyjaźń. Zauważyła, że jej wewnętrzne światło rozbłysło, świecąc jeszcze jaśniej.
Oparła głowę o jego lewe ramię, to, które miała dalej i zamarła tak.
Po chwili pomyślała, że to dobrze, że szuka tego chłopaka z Armando.
Ale po chwili potrząsnęła głową i odrzuciła takie czułe myśli.
On jest kulą u nogi, problemem, osobą, którą ona musi chronić. Jest kłopotem.
Z tą myślą przytuliła się do niego jeszcze bardziej i zamknęła oczy.



wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 8

Zagrajmy o niego

Armando szedł za Vią pewnie, bez lęku. Ona oświetlała im drogę swoim, jak to powiedziała "wewnętrznym światłem", więc nie było mowy o potknięciu się, czy tym bardziej przewróceniu. Nie rozmawiali prawie w ogóle, parę razy tylko zapytał ją o to, czy chociaż ona wie dokąd idą. Zawsze odpowiadała mu milczeniem. Co chwila tylko obracała się słysząc, że mimo oświetlenia Armando potykał się i wymachiwał rękoma. Ona szła pewnie, bezbłędnie stawiając stopy w bezpiecznych miejscach. Ani razu nie straciła równowagi, ani razu się nie zachwiała. To on miał problemy z poruszaniem się po leśnym podłożu.
Nagle z z granicy między światłem odchodzącym od Vii, a ciemnością wyszło sześciu ludzi. Armando stanął jak wryty. To, co się wyprawiało w tegorocznych dniach Przejścia przechodziło ludzkie pojęcie! Zakrwawiona, świecąca dziewczyna na polanie, a teraz sześciu ludzi? Normalni ludzie nigdy nie wychodzili z domów w te dni, zbyt się bali! A tu proszę. Sześciu rosłych mężczyzn wyszło im na przeciw z kpiarskimi uśmieszkami. Ich noże i miecze lśniły w blasku wewnętrznego światła Vii jak ich białe zęby.
-Kogo my tu mamy?- zapytał najbardziej barczysty mężczyzna z wytatuowanym ramieniem. Wszyscy mieli czarne koszule bez rękawów i ciemne, opasane rzemieniami spodnie. Te tatuaże... te spirale...
-Nożownicy- wyszeptał Armando cofając się tak, że prawie się przewrócił. Złapał jednak równowagę i ustał na nogach.
-O, mały wie do kogo mówi.- zaśmiał się cicho ten sam mężczyzna, który odezwał się pierwszy. Vianela przesunęła się trochę do tyłu, ale po chwili Armando zrozumiał, że nie zrobiła tego z lęku. On go osłaniała, żeby na wszelki wypadek przyjąć pierwszy cios. Osłaniała go ta drobna, śliczna dziewczyna. GO, mężczyznę!
Wytatuowany mężczyzna pstryknął palcami, a jego pięciu ludzi rzuciło się na nich. 
Armando nie umiał walczyć. Próbował użyć magii, ale tylko się poparzył. W śród tłumu rąk zobaczył Vię. Ta malutka osóbka kopnęła pierwszego napastnika w krocze a ten, nie spodziewając się tego, nie zdążył się osłonić. Gdy mężczyzna jęczał cicho na ziemi, drugi z nich podciął jej nogi, a trzeci brutalnie kopnął. Nie robiąc sobie z tego wiele Via szybko się podniosła i jeszcze na kuckach kopnęła w brzuch jednego, a drugiego zdzieliła pięścią w nos. Nieprzyjemny zgrzyt obwieścił wszystkim, że nos został złamany. Z dwóch mężczyzn, którzy unieruchomili Armando, jeden  odbiegł i próbował pomóc przyjaciołom z dziewczyną. 
Co raz to nowi napastnicy otaczający Vię, przysłaniali jej światło, jednak co chwilę któryś z nich był odrzucany siłą ciosu. Armado próbował wyrwać się z rąk jednego mężczyzny, ale nawet to było dla niego za trudne.
-Dość!- zawołał mężczyzna, który wcześniej nakazał atak. Wszyscy znieruchomieli, oprócz Vii, która na zakończenie kopnęła jednego z przeciwników w szczękę, przez co obrócił się krzycząc z bólu.
Armando poczuł na swojej szyi chłód ostrza. To jego napastnik przykładał mu nóż do gardła.
Dziewczyna dostrzegła to i spojrzała na dyrygującego wszystkim mężczyznę. 
-No, słodziutka, ty się uspokoisz, to twojemu chłoptasiowi nic się nie stanie.- powiedział powoli, z obleśnym uśmiechem na ustach. Vianela opuściła ręce i wyprostowała nogi, które wcześniej były przykurczone w pozycji obronnej.
-Zagrajmy o niego.- wypaliła krzyżując ręce pod biustem. Wszyscy patrzyli na nią nierozumiejącymi oczami, tylko ten najbardziej barczysty mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, zrozumiawszy o co jej chodzi.
-Zagrajmy w karty.- wyjaśniła -Ja wygram, odchodzę wraz z nim.- powiedziała wskazując na Armando -Ty wygrasz, masz mnie i jego. Wy lubicie hazard, prawda?- zakończyła patrząc na niego wyzywająco
-Lubimy też inne rzeczy.- mruknął osobnik trzymający towarzysza dziewczyny, a reszta z nich roześmiała się ohydnie.
-Cisza, cisza.- warknął cicho najważniejszy z nich -Dobrze, Słodziutka. Wygram i tak, a ja lubię takie jak ty.- zaśmiał się cicho i wyciągnął z kieszeni spodni karty. Vianela miała rację. Oni musieli kochać hazard.
Mężczyźni usiedli na ziemi, dookoła swojego przywódcy i tej odważnej dziewczyny. Człowiek przytrzymujący Armando tez chciał przysiąść więc pociągnął za sobą chłopaka, przecinając mu skórę, na której pojawiło się płytkie nacięcie. Armando jęknął cicho. Dziewczyna obróciła się szybko i spojrzała na chłopaka, po czym zmierzyła wzrokiem jej przeciwnika.
-Bez gierek.- warknęła, a wszyscy się roześmiali.
-Krótką, czy długą, Słodziutka?- zapytał z uśmiechem.
-Krótką- odparła
Gdy ten tasował karty, przyjrzała mu się uważnie. Miał ciemną karnację i długie jasne, włosy splecione w drobne warkoczyki.. Miał w nie wplecione koraliki i opaskę na czole. Miał ciemno niebieskie oczy, a przez jedno z nich przebiegała gruba, czerwona szrama. Gdyby nie ona, byłby całkiem przystojny. 
-Gramy?- zapytał z uśmiechem.
-Oczywiście- odparła
Grali w bardzo popularną grę, której zasady były bardzo proste. Chodziło w niej o to, że kładło się na stole, w tym przypadku, na drodze, pięć kart (tylko walety, damy, króle i asy). Każdy z graczy zgadywał co to za karty, a ten który zgadł więcej-wygrywał. 
Obstawili pierwszą kartę.
-Król pik- powiedział cicho mężczyzna
-As kier- odparła
Inny z mężczyzn, dość młody jak na Nożownika, odwrócił kartę. Była to dama karo.
Zaklęli oboje, jednak ona ciszej.
-Dama kier- wyszeptał pierwszy z graczy
-Walet pik- odpowiedziała cicho patrząc intensywnie na tył karty.
Ów młody chłopak znów odwrócił kartę.
Mężczyzna syknął ze złością, a Via tylko uśmiechnęła się delikatnie i zabrała kartę z rządku do siebie.
-As trefl- powiedział, tym razem pewny swego
-Król trefl- odparła zarzucając włosami, a wszyscy zgromadzeni (oprócz Armando oczywiście) zaśmiali się cicho.
Chłopak odsłonił kartę. Trefl. As.
Via jęknęła cicho, a jej przeciwnik uśmiechnął się tylko ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
-Walet karo- powiedziała, wyprzedzając mężczyznę, na co zareagował jeszcze szerszym uśmiechem
-Dama kier- mówiąc to, patrzył dziewczynie głęboko w oczy
Chłopak odwrócił kartę potrząsając złotymi włosami. Król pik.
Oboje odsunęli się, jakby ich odrzuciło. 
-Ostatnia- powiedział, a na jego twarzy pojawił się ten beztroski uśmiech.
-Nie jestem ślepa.- odparła- Walet karo
-Przed chwilą walet karo cię zawiódł.- zauważył patrząc na nią z zaciekawieniem
-Oby tym razem tego nie zrobił.- zaśmiała się cicho Via
-As kier- dodał z całkiem miłym uśmiechem.
Armando wstrzymał oddech, gdy młody chłopak po raz piąty chwycił kartę. 
Dziewczyna chwyciła się kurczowo za ramiona i patrzyła z przestrachem na jeszcze nie odkrytą kartę. Wiedziała, że jeżeli teraz przegra, nigdy nie odnajdzie Jadena, nigdy ni wróci do domu. Chłopak odwrócił kartę.

Dziewczyna krzyknęła cicho z radości, a drugi gracz syknął zdenerwowany. Słysząc to Via zrobiła się czujna, bojąc się, że mężczyzna, którego ograła zareaguje agresją i każe ich unieszkodliwić wbrew umowy.
-Spokojnie, Słodziutka.- powiedział wstając -Ja dotrzymuję słowa. Puść go.- mówiąc to wyciągnął do niej rękę, aby pomóc jej wstać. Dziewczyna nie chciała tego robić. Bała się, że to podstęp, ale gdyby odtrąciła jego pomoc, mógłby uznać to za zniewagę. Dała się mu podciągnąć do góry.
Mężczyzna z blizną pomógł jej wstać, po czym nadal nie puszczając jej ręki przyciągnął ją do siebie i pocałował. Ona nie była zupełnie przygotowana, więc pozwoliła mu na to ku wiwatom i okrzykom kompanów przystojnego mężczyzny. Podczas pocałunku jej wewnętrzne światło rozbłysło jeszcze bardziej pod pływem nagłego odczucia. Via odsunęła się od niego i szybko zaczęła łapać powietrze, którego przez ostatnich kilka sekund bardzo jej brakowało. Mężczyzna uśmiechnął się bezczelnie i skłonił się delikatnie. Wśród cichych, ale jakże radosnych okrzyków mężczyźni rozstąpili się, aby Via, wraz z 'wygranym' przez nią chłopakiem, mogli ruszyć w dalszą drogę. Odchodząc, dziewczyna patrzyła z uśmiechem na mężczyznę z blizną. On także uśmiechał się szelmowsko, opierając się o drzewo.
Ludzie są fajni- pomyślała na odchodnym. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 7

Pewne umiejętności

Vianela patrzyła na Armando z niechcianym zainteresowaniem. Właśnie zasnął i wyglądał teraz nie tylko nieszkodliwie ale wręcz bezbronnie. Anielica jeszcze nigdy nie widziała śpiącego człowieka, więc ten obrazek był dla niej zupełną nowością. Anioły nigdy nie śpią, nie potrzebują snu, ale była pewna, że nawet gdyby miały taką potrzebę, to wyglądali by niebezpiecznie i złowrogo. Ludzie okazywali się głupcami wierząc, że wszystkie anioły są kochane i pomocne. Większość z nich były to podstępne, okrutne istoty, które tylko czekają aż bogini pozwoli im zaatakować ludzi. No, niektóre robiły to i bez pozwolenia, zwykle... w Dni Przejścia. Tak, teraz w tę sześciodniową noc zaciera się granica między świtem ludzi a aniołów, zwłaszcza tych o demonicznej naturze. Zdała sobie z tego sprawę dopiero teraz, i dopiero teraz zrozumiała, że szybko musi znaleźć tego Jadena, bo jeszcze mu się coś stanie. Ten chłopak jej tylko przeszkadzał, gdyby nie on, już dawno ruszyła by na poszukiwania.
Gdyby nie on, już dawno byś nie żyła. Wyszeptał głos sumienia w jej głowie. Chciała warknąć, żeby się zamknęło, ale wiedziała, że ono ma rację. Ale jakby nie dokonał zespojenia, byłaby mu bardziej wdzięczna. W sumie to ona przecież nawet nie wie, kiedy ich zespoił. Może krwawił już wcześniej, i opatrywał jej ranę? Może szamocząc się rozcięła mu skórę? Nie wiedziała, co się stało, nie mogła go osądzać. Pewne było jedno-cokolwiek zrobił i jakiekolwiek są tego skutki, zrobił to, żeby ją uratować. Wiedziała, że głupio robi skacząc w portal sama. Gdyby odtransportowali ją strażnicy, absolutnie nic by jej się nie stało. Teraz pewnie wszyscy tam, do góry myślą, że ona nie żyje. To i dobrze, daje jej to element zaskoczenia, a zaskoczenie równa się przewaga. Vianela oparła się o zimną skałę nakrywając się pledem, który wziął się tutaj nie wiadomych powodów. Pewnie to on ją przykrył. Próbowała patrzeć na trzaskający wesoło ogień, do którego on przed snem dorzucił drewna, ale nie mogła. Cała jej uwaga była z niewiadomych przyczyn skupiona na Armando. Miał dłuższe, hebanowe włosy, pasujące bardziej do anioła niż do Deluńczyka. Nie przyjrzała się kolorowi jego oczu, czego teraz na prawdę żałowała. Miał bladą, odrobinę zaróżowioną skórę na policzkach. Był zbudowany dość dobrze, ale nie doskonale. Na jego nagim torsie tylko rysowały się mięśnie brzucha, aczkolwiek wyglądało to zadziwiająco dobrze. Ściągnął tunikę wcześniej, aby ona miała w co się ubrać, bo sukienka w którą ubrali ja na górze była cała ubrudzona krwią i podarta, przez co była zupełnie nie wygodna i paliła się teraz w ogniu. Widziała jak on trzęsie się przez sen pozbawiony okrycia, ale gdyby chciała mu oddać tunikę, co tu dużo mówić, byłaby zupełnie naga, a tak miała na sobie chociaż coś, no a on zapewniał, że mu ciepło. Z rozmyśleń wyrwały ją intensywnie wpatrujące się w nią modre oczy.
Patrzyli sobie w oczy w zupełnym milczeniu. Oczywiście to on ją przerwał.
-No? Jak się czujesz Mała?- zapytał obracając się na bok tak, że opierał się na łokciu.
Przybrała swoją zwyczajną, naburmuszoną minę i potrząsnęła włosami wydymając usta.
-Vianela- poprawiła go oschle -Dobrze, możemy już ruszać?
-Via- zaczął ku jej zdenerwowaniu -Jak ty chcesz kogokolwiek znaleźć w takiej ciemnicy,co?
Dziewczyna prychnęła cicho
-Mam pewne zdolności, poradzimy sobie.- odparła patrząc na trzaskający wesoło ogień. Chociaż on był zadowolony.
-Jakie niby?- zainteresował się patrząc na nią szeroko otwartymi z zaciekawienia oczami.
-Różne- odparła tajemniczo
-Dobra- zgodził się ku jej zdziwieniu- Skoro masz jakieś tam zdolności możemy ruszać, tylko się spakuję.-
Patrzyła na niego z osłupieniem. Nie spodziewała się, że on się zgodzi. Przyglądała mu się jak wstaje i zbiera wszystkie rzeczy z jaskini. Po chwili stanął nad nią i spojrzał wyczekująco.
-Co?- zapytała nie rozumiejąc o co mu chodzi
-Koc, Via, koc.- odparł wskazując na pled w który była owinięta.
Podniosła się i wyplątała się z derki po czym podała mu ją zostając tylko w płóciennej tunice sięgającej jej ledwo do kolan.
-Nie masz pewnie spodni, co?- zapytała z niesmakiem wyobrażając sobie jak brnie w tej pseudo sukience przez las.
-Nie, ale jeśli umiesz szyć, to możesz sobie ją zszyć tutaj i mieć spodnie z tuniki.- uśmiechnął się do niej chamsko, bo był pewny, że dziewczyna nie umie posługiwać się nitką i igłą.
-Daj- odparła pewna siebie ku jego zdziwieniu. Zaskoczony podał jej narzędzia, a ta tylko usiadła w głębi jaskini i zaczęła majstrować coś przy długiej koszuli.
On tymczasem kontynuował pakowanie. Po chwili Via podeszła do niego oddając igłę i nić. Spojrzał na jej strój. Miała na sobie koszulę połączoną ze spodniami do pół uda. Wzruszył ramionami i schował to, co mu dała. Ona tym czasem usiadła na ziemi i zamknęła na chwilę oczy.
-Dobra, Mała.- powiedział klękając przy ognisku -Dawaj te swoje zdolności, bo zagaszam ogień.-
mówiąc to przysypał je piaskiem, a ono zasyczało cicho. Po chwili utonęli w zupełnych ciemnościach.
-Via...?- zapytał zdezorientowany
-Już- odparła, a w okół niej rozbłysło jasne, oślepiające światło. Armando spojrzał na nią spod przymrużonych oczu. Całe jej ciało drżało delikatnie, świecąc we wszystkich kierunkach.
-Faktycznie, masz pewne zdolności- zagwizdał z wrażenia chłopak.

***

Athaniel obrócił się by ostatni raz spojrzeć na swój pałac. W oknie stała Tenebre i uśmiechała się do niego, ale on nie odpowiedział jej tym samym. Popatrzył na wielki portal przed  nim i uczynił jeden, mały krok. Najpierw czuł ja spada, ale rozprostował skrzydła i zawisł między ziemią a niebem. Zleciał na dół powoli, majestatycznie, oświetlając sobie drogę mieczem-Delcjuszem, który lśnił słabym blaskiem. Miecz ten był wyjątkowy, głodny krwi, po każdym zabójstwie świecił jaśniej, jakby zadowolony z kolejnej ofiary. Athaniel wylądował na ziemi uśmiechając się delikatnie.
-Gdzie jesteś, pomiocie demona?- wyszeptał z uśmiechem, chowając swoje skrzydła.-Czas nakarmić Delcjusza.



~~~~~~

Taki tam, rysunek Athaniela mam dla Was, ale nie jestem z niego zadowolona :/ , coś jest z nim nie tak, niestety. No nic, trudno, może brzydki, ale jest :) To chyba tyle ode mnie, mam nadzieję, że rozdział Wam sie spodoba :)